niedziela, 25 maja 2014

Bilans tygodnia 19-25.05

Punktem kulminacyjnym tygodnia był sobotni start na Piotrkowskiej, który opisałem we wcześniejszej relacji. Cały tydzień podporządkowałem pod niego właśnie.

pn 19.05 - W tygodniu startowym najczęściej II zakres robię we wtorki, ale jako że start już w sobotę, a ja chciałem w tygodniu pobudzić się jeszcze na innym akcencie, to tym razem przyspieszyłem go o 1 dzień.
10km BC2 (3.50/km), śr 161bpm
Wyszło nieco lepiej niż w zeszłym tygodniu, ale do formy marcowej i tak mi jeszcze daleko. Mięśniowo i oddechowo było bardzo spokojnie.

wt 20.05 - Korzystając z pięknej pogody i chcąc wreszcie polatać po lesie podjechałem z żoną i psem do Arturówka. Oni na spacer, a ja na swoją krosową pętlę, gdzie przez godzinę nabiłem 12,6km BC1 (śr 4:42/km)

śr 21.05 - Z dnia na dzień robiło się coraz cieplej, ale nie było sensu wyczekiwać do zmierzchu skoro Piotrkowska będzie o 18:30. O tej porze właśnie pobiegłem na Zdrowie i po pół godzinnej rozgrzewce odbębniłem ostatni delikatny akcent przed startem.
8x220 (~39s) p 70-80s w truchcie
Odcinki takie nietypowe, bo nie pamiętałem gdzie dokładnie kończyła się wymierzona kiedyś dwusetka.

czw 22.05 - Po odebraniu pakietu na zawody poleciałem na małe co nieco ponownie w godzinie startu. Miałem problemy jeszcze w domu, kiedy jak zawsze wrzuciłem Garmina305 na parapet i nie chciał mi skubaniec złapać sygnału. Przed blokiem również miał z tym problemy i dopiero po przeszło kilometrze biegu ustalił wymaganą precyzję pomiaru (poniżej 10m). Na więcej niż 10km nie mogłem sobie dzisiaj pozwolić. Średnie tempo tego wolnego rozbiegania to zaledwie 5/km, ale wolałem zrobić je bardzo asekuracyjnie i mocno relaksacyjnie. Nazajutrz zaplanowałem dzień wolny.


ndz 25.05 - Po biegu udało mi się zasnąć dopiero o 1 w nocy (pizza przed 22, no niby zasłużyłem ale nieco późno), a zegar biologiczny dał mi pospać do 6.30. Wyleciałem koło 10 w stronę Arturówka, tam się pokręciłem ze 45minut i trzeba było wracać. Razem wyszło równe 20km bardzo spokojnym tempem 4:55 na relatywnie wysokim pulsie 133 - no miało prawo.

Razem: 90km

Pietryna

12. Bieg ulicą Piotrkowską 10km

datasport - finisz z P. Giżyńskim

   Jest to zdecydowanie najpopularniejsza łódzka dycha. Klimat zawodów czuć w mieście zawsze przez kilka dni. Tuż po swojej "pechowej" Jeleniej byłem niemal pewny, że w Łodzi na własnych śmieciach i na przede wszystkim prawdziwej dyszce, bieg w granicach 34minut będzie formalnością. Od kilku dni całą Polskę nawiedziła jednak fala upałów, a te mimo mojego wieloletniego saunowania znoszę niestety fatalnie. Zdecydowałem się postawić na świeżość w tym tygodniu i do biegu miałem na liczniku ledwie co przekroczone 50km. Już w dzień startu na ledwie kilka godzin przed biegiem ochłodziło się nieco, nadciągnęły chmury i burza stawała się mocno prawdopodobna. Nie było zatem co kalkulować i chciałem planowo zrobić swoje.
   Wczesnym wieczorem o 18:30 ponad 3tysiące biegaczy ruszyło na trasę biegu (do mety dotarło 2952 osób, co też świadczy o pogodowych trudnościach na biegu). Wiatr nie był jakiś szczególnie porywisty, ale momentami mocno wyhamowywał i odbierał resztki energii. Pierwszy kilometr otworzyłem z większą grupą z delikatną nawiązką w 3:20-21. Na kolejnym było nieco z górki i tempo delikatnie skoczyło do 3:18. W dalszej części trasy nikt się nie kwapił do prowadzenia, więc szarpnąłem jako pierwszy i wyszło 3:25. Dopiero przy wybiegu z Rynku Manufaktury grupa się zaczęła rozciągać i ci mocniejsi wyszli przede mnie. Na koło 4,5km zlokalizowano wielki wodopój i nawet udało mi się chwycić jeden kubek (przy trzeciej próbie :P) Wylałem go w całości na rozpaloną już głowę, bo po minucie miałem support z butelką wody od małżonki. Te kilka spokojnych łyków na odcinku blisko kilometra miało fundamentalne znaczenie dla ukończenia przeze mnie biegu. Przy takiej termice nie dobiegłbym pewnie do mety, a pić z kubków na tych prędkościach to się chyba nigdy nie nauczę. Półmetek minąłem w czasie 17:12 (idealnym na minimalne PB) liderując w 3osobowej grupce z Lilią Fiskowicz z Mołdawii i pewnym młodzieńcem z Opoczna perfidnie ścinającym zakręty. Generalnie takich oszustów na biegach ulicznych jest blisko 90% z tego co obserwuję - bardzo przykre zjawisko. Na siódmym kilometrze miałem olbrzymią ochotę zejść z trasy, z kalkulacji wychodziło że ciężko może być nawet o połamanie 35minut, że o życiówce nie wspomnę. Pomyślałem jednak o tym, że zaraz będzie lekko z górki, że chyba nikt z Łodzi jeszcze mnie nie wyprzedził, a nagrody w kategorii były naprawdę niezłe. Mocno zagryzłem zęby i starałem się nie tracić kontaktu z grupką przede mną. Zgubiłem gdzieś rytm i zacząłem się szarpać jak ryba na wędce. Raz 2-3 osoby przede mną, zaraz ja z tyłu i w konsekwencji na Kościuszki od 8km zostałem już sam z silnym czołowym wiatrem. Miałem dość, a do mety był jeszcze kawał drogi. Gdzieś po kilometrze doszedł mnie Artur Kamiński z kilkoma osobami, ale nie dałem się zgubić i zabrałem się w tej grupce. Kilka metrów po wbiegu na teren Manufaktury byłem już na prowadzeniu tej niewielkiej grupy i zostało 300m do mety. Na ostatniej 200m prostej zobaczyłem sylwetkę Przemka Giżyńskiego, jakieś 20m przed sobą. Miałem z nim rachunki do wyrównania za Półmaraton w Skierniewicach z 2012 roku, kiedy strącił mnie z podium w kategorii wiekowej. Tym razem zawalczyłem o samą satysfakcję i bardzo silnym finiszem wydarłem mu ostatecznie 19. miejsce na mecie.

czas 34:50
miejsce 19/2952, kat Łodzianin 1m, drużynowo 1m (kwestia drużyny do wyjaśnienia, bo powinien wygrać zdecydowanie LKB Rudnik)

   Podium przypadło Kenijczykom, którzy wbiegli na metę jeden po drugim kilka sekund po 30minucie. 
8. Krzysztof Pietrzyk 33:40 (1. Polak, aktualny lider biegów ulicznych i przełajowych w Regionie Łódzkim)
12. Leszek Marcinkiewicz 34:18 (to jemu rok temu wydarłem zwycięstwo, tak jak teraz Giżyńskiemu)
18. Krzysztof Krygier 34:45 (rano biegł piątkę, którą wygrał - wielki szacunek za zawziętość)
19. Maurycy Oleksiewicz 34:50
20. Przemysław Giżyński 34:51 (brat słynnego Gizy, PB w maratonie 2:26, niby dziś bez formy)
21. Artur Kamiński 34:56

   Wśród pań wygrała wspomniana już przeze mnie Mołdawianka Lilia Fiskowicz (z czasem 34:23) odpierając atak Agnieszki Mierzejewskiej (34:28), która próbowała jej uciec jeszcze przed półmetkiem. Doskonałe trzecie miejsce przypadło Królowej Szakali Monice Kaczmarek (36:52), która wyprzedziła kolejną na mecie Ukrainkę blisko o minutę. Tym bardziej jest to więc cenny czas, bo nie czuła jej oddechu na plecach. 

   Za zwycięstwo w kategorii Łodzian dostałem talon na zakupy do sklepu sportowego, weekend z samochodem z salonu (pełny bak), kwartalny karnet na siłownię, zaproszenie do gabinetu podologicznego (już sprezentowane żonie, swoich stóp nikomu nie pokażę coby nie wystraszyć :P) i całą stertę kosmetyków. Natomiast za podium w kategorii drużynowej Szakale zgarnęły zaproszenia na posiłek na platformie zawieszonej na wysokości na Rynku Manufaktury, kosmetyki, dwuletni support strony internetowej i latarkę czołową. Z tymże, jak już wspomniałem rywalizację niekwestionowanie powinni wygrać biegacze z LKB Rudnik (w zespole 3mężczyzn i 1kobieta zmieścili się w top13 biegu).

   Oczywiście, że mam niedosyt w związku z czasem, ale biega się dalej i byle bez kontuzji. Nie planuję poprawki za tydzień. Skupiam się na przygotowaniach pod nocną połówkę we Wrocławiu. Chciałbym o te pół minuty poprawić czas z Pabianic i dobiec do mety przed 74minutą.

czwartek, 22 maja 2014

Bilans tygodnia 12-18.05

pn 12.05 - Głodny większej ilości kilometrów planowałem dłuższe spokojne rozbieganie. Na 10tym kilometrze coś znienacka ukuło mnie w kolanie. Po krótkiej przerwie na rozciąganie zaniepokojony  obrałem azymut na dom. Nie było to jednak nic poważnego i już po minucie było wszystko OK. Nie chcąc jednak kusić losu wyszedł mi w rezultacie trening skrócony do 14,3 km (śr 4:45/km)

wt 13.05 - Po pracy musiałem podjechać na diagnostykę ABS, a skoro i tak byłem już zmotoryzowany to dokręciłem na stadion na Stokach. Bieżnia pokryta jest tam bardzo plastycznym miękkim tartanem. Przy wolnych prędkościach to przeszkadza, bo stopa w nim grzęźnie, ale na II zakresie, który zrobiłem tego dnia, było całkiem dynamicznie. 
12km BC2 (3.52/km), śr 163bpm
Nie wiem czy jest to w jakiś naukowy sposób wytłumaczalne, ale tak właśnie było. Z zakładanego tempa musiałem zwolnić ze względu na podwyższony puls. Grunt że mięśniowo i oddechowo było nieźle, a tętno było wydźwiękiem niedzielnej piątki.

śr 14.05 - Ruszyłem z centrum w stronę Łagiewnik, tam po lesie 20minut i już trzeba było wracać. Wyszło 15,5 km rozbiegania (śr 4.42/km). Nie chciałem przesadzać, bo nazajutrz czekał mnie bardzo mocny akcent.

czw 15.05 - Jak w całej Polsce, tak i u mnie cholernie mocno wiało - a w planach wytrzymałość tempowa (WT) i dwójki. Pojechałem ponownie na Stoki. Chciałem 4x2km, ale w trakcie musiałem plany zweryfikować i zakończyłem po trzech powtórzeniach.
WT 3x2km (3:22-3:20/km) p 400m w truchcie + 30s stania
Średnie pulsy tych dwójek wyszły 142, 173 i 175bpm, a maksymalny dobił do pułapu 185. Najgorsze było 3 kółko (0,8-1,2km), jak je kończyłem to już szło siłą rozpędu. Spokojnie można odjąć z 5s/km ze względu na wiatr - jest zatem delikatny zapas prędkości. Czwartej dwójki bym nie wyrobił w tym tempie. Od wtorku prognozują >25stC, zatem za wysokiego komfortu na Piotrkowskiej to nie będzie. Dobrze, że start jest dopiero o 18.30 - zawsze ciut chłodniej. Byle nie wiało, te 20 kilka stopni jeszcze się zniesie - to nie tropiki..

pt 16.05 - Po 15dniach trenowania z rzędu dziś zrobiłem sobie wolne. Nawet do pracy nie musiałem iść, bo "odbierałem" sobotnie święto z 3.05. Zafundowałem sobie za to blisko pół godzinną solankę w wannie z ciepłą wodą i 1kg soli kuchnnej.

sb 17.05 - Lało od samego rana, nie chcąc czekać na poprawę warunków podjechałem na halę RKS. Po pół godzinnej rozgrzewce ruszyłem na swoje 300m odcinki.
12x300m (53-54s) p 300m w truchcie
Trochę w kość dało mi to tempo, ale był to ostatni tak szybki bodziec na tydzień przed Piotrkowską. Na wytruchtaniu deszcz przestał nawalać w dach hali i zaraz wyszło piękne słońce. Po obiedzie u rodziców wyciągnąłem ojca na basen. Kiepski ze mnie pływak i 750m żabką musiało wystarczyć. Tradycyjnie już przed wejściem do wody zaliczyłem 10` sauny fińskiej.

ndz 18.05 - Jak niedziela to z reguły wybieganie. Do lasu nie było sensu się przymierzać (BŁOTO!), tak więc po mieście odbębniłem swoje - wyszło 19,2km. Po 17km wplotłem w tą monotonię krótką zabawę biegową (MZB) - 4x30s/60s

Razem: 94km

wtorek, 20 maja 2014

Piątka w Kanzasie

   VIII Bieg Wdzięczności w Konstantynowie Łódzkim, 5km - 11.05.2014
  
   Koszmarnie rwane tempo. Niemal cały bieg byłem na 2.pozycji. Pierwszy km na dużym luzie - wiedziałem że będzie znacznie szybszy od reszty. Drugi km mimo nawrotki wyhamowującej praktycznie do zera niewiele wolniejszy. Kolejny przespałem, naprawdę nie wiem czemu aż tak bardzo zwolniłem - wydawało mi się że jest szybciej. Czwarty km to ostro pod wiatr, gdzieś koło 3,6km wyszedł przede mnie jeden biegacz, schowałem się w jego cieniu, a ten zwolnił. Nie miałem pojęcia na jaki czas biegniemy; nie kontrolowałem wyniku nic a nic. Wolałem przeczekać tą minutę za nim i jeszcze przed 4km wróciłem na drugą lokatę. Koło 4,5km wyprzedził mnie Artur Kamiński, obejrzałem się za siebie i niewiele za nami była kolejna dwójka. Nawet przez moment zwątpiłem czy obronię choćby podium.. Ale koło 4,7km stał Rysiu Goszczyński, który kazał mi zapracować ostrzej rękoma i tym samym udało mi się obronić drugą lokatę. Miejsce cieszy, czas w sumie też. Zwłaszcza że poza 2 dychami: krosowym Justynowem i jeleniogórską prawie-dychą oraz zaledwie jednym treningiem szybkościowym, zrobiłem go z treningu maratońskiego. Cudów nie było co oczekiwać.

czas 16:40
miejsce 2/411

Jeleniogórska 10

   2. Jeleniogórska Dziesiątka - 03.05.2014  
  
   Są takie biegi, gdy już na rozgrzewce wiem że będzie dobrze. Było koło 5stC, momentami delikatny deszczyk i niemal bezwietrznie - idealne warunki. Na trasie czekały dwa 800metrowe podbiegi. Zaczęliśmy na kostce Rynku. Dziwnie się biegnie na starcie ulicznym razem z elitą, ale umówmy się że obsada była dość przeciętna. Dopiero na drugim podbiegu (od 3,5km) lekko odpuściłem czołowej siódemce i leciałem na czele 4osobowej grupki. Piąty kilometr minąłem z czasem ok 17:15, także zgodnie z planem. Gdzieś koło 6km była ostra nawrotka i strata do prowadzących wynosiła wówczas ok 45s. Za dużo by podjąć próbę dogonienia. Około 8,5km wyprzedziło mnie dwóch biegaczy, ale specjalnie mnie to nie zmartwiło. Zaraz był jeszcze jeden krótki podbieg (nieplanowany, bo organizator "Super"-biegu zmienił trasę na kilka dni przed startem). Czułem że mam siły na mocny finisz. Na 9km było rozwidlenie 10/21km i zaraz już wbieg na stadion. Jeszcze przed tartanem to znowu ja byłem na przodzie grupki pościgowej, jeszcze 300m po bieżni i meta po 9,56km  Dało mi to 6. miejsce, bo dwóch biegaczy z czołówki poleciało na drugą pętlę (1/2M) oraz pechowe 4m. w kategorii M-30.

   Organizator mając manewr swobodnego ustawienia bramy startowej, przesunięcia nawrotki oraz zaplanowania 2 pętli na stadionie (po zewnętrznych i wewnętrznych torach) dał pokaz błazenady i chamstwa nie wywiązując się ze swoich zapewnień odnośnie równie wymierzonego dystansu 10km. Osobiście takie zapewnienia otrzymałem drogą mailową oraz poprzez funpage na FB. Nigdy więcej.

czas 32:32 (9,55km)
miejsce 6/290

Dycha w Justynowie

   VI Dycha Justynów/Janówka - 26.04.2014

   Zgodnie z prognozą było deszczowo. Zaraz po starcie wyrósł ostry podbieg, trzeba było naprawdę się hamować żeby nie zakwasić się na dzień dobry. Pierwsze 1,4km leciało po asfalcie i dalej wbieg do lasu (mocno błotnistego). Na trasie było kilka podbiegów, dość wymagający okazał się taki na 7km - łagodny ale długi. Po niecałym kilometrze zwycięzca poleciał swoje do przodu i nawet nie podjęliśmy walki - nie ten kaliber (mimo, że w Pabianicach go ograłem ). Do 4km biegliśmy we trzech, a dalej już do samej mety zostałem z 18letnim hartem. Najpierw ramię w ramię, później ja z przodu, przed 9 on z przodu, las się wkrótce skończył, a nie było jak odpalić.. Może jakby końcówka była po asfalcie to wtedy bym spróbował, ale w błocie wolałem nie kusić się o blisko kilometrowy długi finisz. Wreszcie wbieg na stadion (bez bieżni), zostało 250m ale byłem raczej bez szans z, jak się później dowiedziałem, lekkoatletą biegającym w klubie 4min/1,5k. Wygrał z minutową bardzo bezpieczną przewagą Krzysiek Pietrzyk, a ja do 2miejsca straciłem 2 sekundy. Wpadł puchar, bony towarowe, trochę kosmetyków, ale najważniejsze że na ciężkiej technicznie trasie rozmieniłem 35minut - dobra wróżba przed asfaltowymi dyszkami.

czas 34:59
miejsce 3/314

Łódź Maraton

   IV Łódź Maraton DOZ - 13.04.2014

   Do 29km trzymałem się Piotrka Bassendowskiego z Łodzi, widać było że leci na wielkim luzie. Mi się biegło swobodnie mięśniowo, tylko oddech był krótki i przyspieszony - nie umiałem tego skorygować... Profil okazał się bardziej pofałdowany niż kojarzyłem z wielu rozbiegań po tych terenach, ale trzymaliśmy mniej więcej stałe tempo. Pierwszy żel wchłonąłem za 15km, kolejny odebrałem od małżonki na 29 ale pobiegłem z nim w garści jeszcze ze 2km, a tymczasem nagle tempo mi siadło, a Piotrek uciekł do przodu trzymając cały czas swoje... Od 34km nie umiałem już zejść poniżej 4/km, łyknęło mnie 4 pędziwiatrów - brawa dla nich za umiejętne rozłożenie sił. Wszystkie ostatnie kilometry były jednak w przedziale 4:06-4:20, także wstydu chyba nie ma.. (mam w pamięci swój nieszczęsny Toruń).

    Myślę, że najistotniejszą przyczyną słabego występu było spóźnienie się z formą. Gdzieś mi się ona ulotniła po Pabianicach.. Porównując swoją treningową 30kę (3:43/km przy śr pulsie 162bpm), gdzie na końcu czułem się jakbym mógł jeszcze biec i biec, z samopoczuciem w niedzielę, gdzie niemal przy identycznej prędkości, a na pewno znacznie wyższym pulsie, zaczynało mnie odcinać koło 30km, jestem przekonany że wówczas nie było by ściany jakbym przedłużył trening. Inne przyczyny: infekcja, mało piłem na trasie, podciąłem się ostatnim akcentem 15x1km na 10dni przed startem (dużo lżej wcześniej biegło mi się 4x5km na tych samych prędkościach).

OK - dlaczego spóźniłem się z formą?
Przygotowania zacząłem z początkiem grudnia - 4 miesiące to dla mojego organizmu zbyt dużo pracy na wysokich obrotach. Wniosek nasuwa się oczywisty - pod październikowe Monachium zaczynam robotę dopiero z końcem lipca (2,5 mca)

Po maratonie podjęliśmy z trenerem wspólną decyzję o zawieszeniu współpracy - muszę odpocząć od jego planów.

czas 2:42:59
miejsce 20/1638, kat M-30 m.3, wicemistrz Łodzi

Półmaraton Pabianice


   IV Pabianicki Półmaraton ZHP - 23.03.2014
  
   Warunki idealne do biegania, ok 8stC, niemal bezwietrznie, momentami delikatny deszczyk.
Start był na stadionie na ziemnej bieżni, z której zaraz wybiegliśmy na pabianickie ulice. Otworzyłem planowo w 3:30, dość szybko znaleźliśmy się we trzech z Damianem Piernikowskim (Master Piernik) i Zbyszkiem Wojtysiakiem w grupce której pasowało to tempo. Przed nami jakieś 30m był doskonale znany na Ziemi Łódzkiej Krzysiek Pietrzyk z Koluszek. Tempo oscylowało w granicach 3:30-35, ale oszczędzaliśmy siły. Zaraz za znaczkiem 7.km Piernik wystrzelił jak z torpedy i długo się nie zastanawiając poszliśmy za nim. Po 500m doszliśmy Krzyśka, a tempo tego półkilometrowego odcinka wyniosło 3:11/km. Było to ryzykowne, ale skuteczne. Na 16.km była jedyna nawrotka i widać było w oczach że Piernikowi i mi zostało najwięcej siły. Kusiło mnie żeby przyspieszyć już teraz do jakichś 3.20-22 bo miałem straszną na to ochotę, ale bałem się samotnego biegu i dalej stukaliśmy to 3.30... Za znacznkiem 20km Piernik pokazał mi co znaczy młodość i odfrunął w tempie ok 3.05-3:10. Ja przyspieszyłem do 3.18 bo na tym etapie już na wiele więcej nie było mnie stać. Wolałem się nie oglądać tylko biegłem już swoje na te 95% maxa. Ostatnie 240m (wg GPS 21,24) zrobiłem po ziemnej błotnistej bieżni <2.55.

czas 1:14:22
miejsce 8/861, kat M-30 m.2

Chomiczówka 2014

   XXXI Bieg Chomiczówki 15km - 19.01.2014
  
   Pojechaliśmy z Łodzi we dwóch, kolega spóźnił się do mnie prawie pół godziny i nadrabiając niedoczas jeszcze w mieście ustrzeliła mnie drogówka - ewidentnie moja wina, mam za swoje.. dobrze że łaskawie podliczyli. Na A2 dość ślisko, dość powiedzieć że mało kto przekraczał 100 km/h. Niezły numer odwaliłem już w Warszawie - na rozwidleniu S2/S8 pojechałem dolną obwodnicą (nie znam Warszawy!) i wypatrywałem tego zjazdu na Żoliborz/Broniewskiego, wypatrywałem, wypatrywałem... aż tu nagle się szosa skończyła i wylądowałem na ... Ursynowie.  Nawigacja - Pabla Nerudy, 30km do celu przez miasto!, godzina 9:45 (kwadrans do zamknięcia biura zawodów). Spóźnieni odebraliśmy jednak numery (nie byliśmy ostatni), spokojnie wróciliśmy do auta i wyszliśmy na rozgrzewkę 10:25.

   Plan był taki by trzymać się Daniela na 1wszym km w 3:40 i każdy decyduje sam co biegnie dalej. Tydzień temu liczyłem na <54, ale choroba i warunki na trasie mocno zweryfikowały tuż przed startem moje założenia. Plan planem, a ja otworzyłem 3:29 i było zaskakująco dobrze. Cały bieg trzymałem stałe tempo wg mojego GPS 3:30-3:35.

wg GPS 15,25km ... 15km 3:17, ostatnie 250m [3:02]
przyspieszyłem gdzieś koło 14,3km, a do tego momentu cały czas duży luz mięśniowy i oddechowy (szok!)

czas 53:19
miejsce 14/1237

Rok 2013

  • 06.01 - Grand Prix Łodzi w Biegach Przełajowych 5km (bieg 2/6) - 18:06, 6m/294
  • 27.01 - Grand Prix Łodzi w Biegach Przełajowych 5km (bieg 3/6) - 18:15, 5m/241
  • 10.02 - Grand Prix Łodzi w Biegach Przełajowych 5km (bieg 4/6) - 17:25, 7m/230
  • 03.03 - Grand Prix Łodzi w Biegach Przełajowych 5km (bieg 5/6) - 17:27, 3m/?
  • 16.03 – IX Maniacka Dziesiątka w Poznaniu – 34:54, 37m/2284
   Nagły powrót zimy sparaliżował cały kraj. Organizatorzy biegu robili co mogli, aby przygotować trasę - w rezultacie końcowe 1,5km to śnieżno-błotnista breja skutecznie uniemożliwiająca efektywną końcówkę. Mimo wszystko życiówka wpadła i w końcu złamałem granicę 35minut.
  • 24.03 - Grand Prix Łodzi w Biegach Przełajowych 5km (bieg 6/6) - 17:56, 7m/188

Grand Prix, wyniki końcowe:
5m. Open
2m. w kategorii Łodzianin
1m. w kategorii M-30
   Miał być atak na 34minuty, a w samotnej bezmyślnej walce z wiatrem odcięło mnie koło 7km i było już pozamiatane. Niestety stał się precedens - pierwszy i jak dotąd jedyny raz nie ukończyłem biegu, najzwyczajniej zabrakło motywacji..
   Póki co był to najefektowniejszy finisz w mojej krótkiej biegowej przygodzie. Zaczęliśmy go z Leszkiem na kilometr do mety w tempie 3min/km - wygrałem ! Kilka dni po tym biegu wznowiłem trenerską współpracę z Jackiem Chmielem - celem był jesienny maraton, tego zabrakło mi wiosną..
   Celem był wynik poniżej 1:16. Sukcesywnie przyspieszając z kilometra na kilometr wypracowałem sobie taką nadwyżkę, że udało się urwać jeszcze jedną minutę. Jednocześnie mam świadomość, że już nigdy nie zrobię tak gwałtownego skoku z wynikiem :) Po tygodniu wyjechałem z Szakalem Andrzejem na półmiesięczny obóz biegowy ponownie do Szklarskiej Poręby.
   Bardzo bolesna lekka pokory. Miało być 2:35, a bolesne zderzenie ze ścianą zaraz za półmetkiem masakrycznie zweryfikowało moje zamierzenia. Naprawdę szkoda było tych 5 miesięcy ciężkiej harówki. 
   Wiedząc, że stać mnie na wynik poniżej 2.40, skusiłem się na kolejny start zaledwie po dwóch tygodniach. Założenia były bardzo proste - lecieć grzecznie na czas minimalnie poniżej tego wymarzonego. Niestety dałem się ponieść emocjom, przyspieszyłem, doszedł silny wiatr i deszcz w końcówce i skończyło się bardzo kiepsko. Na osłodę pozostał tytuł Mistrza Polski w kategorii pracowników samorządowych.


Bilans roku: 5600km

Rok 2012


   W lutym na jednym z treningów na hali RKS zdecydowałem się rozpocząć współpracę trenerską z Jackiem Chmielem. Miał mnie on przygotować do kwietniowego debiutu na łódzkim maratonie. Czasu pozostawało niewiele, ale zakasaliśmy rękawy i wzięliśmy się ostro do pracy.
   Zapalanie oskrzeli, zwolnienie lekarskie ale przecież generalnego testu przed maratonem nie mógłbym odpuścić. Dość szybko odcięło mi zasilanie i nie poprawiłem nawet swojego krosowego wyniku sprzed pół roku na Szakalu.
   Euforia! Chcę być MARATOŃCZYKIEM !!!
   Bieg na ludowo, bez zegarka bo bateria siadła mi na rozgrzewce. Maraton swoje jednak oddał i wpadła nowa wartościowa życiówka.
   Trasa bez atestu, ale uczciwie wymierzona. Pierwszy raz udało mi się złamać barierę 80minut - duża frajda!

   Strasznie żal tych 8 sekund. Tego dnia była świetna okazja złamać 35minut, ale biegłem za bardzo asekuracyjnie i za późno zacząłem finisz. Mimo to znowu zrobiłem życiówkę.
   Generalny sprawdzian przed jesiennym maratonem, aż na 5tygodni przed, ale czekał mnie jeszcze obóz biegowy. Wynik był bardzo wartościowy i w pełni mnie zadowalający.

   Pojechaliśmy we troje - z Danielem Matusiakiem i Asią Gront-Chmiel, żoną trenera Jacka, niegdyś czołową polską maratonką (2:35). Zakwaterowanie czekało na nas w pensjonacie "Maraton" tuż przy stadionie MOSiR. Był on akurat w remoncie, ale grzecznościowo udostępniono nam 2 pokoje i dostęp do wielkiej kuchni :) 
   Celem był wynik 2:38. Trochę zabrakło i mimo wartościowej życiówki podjąłem decyzję o rozstaniu z trenerem.

Bilans roku: 5200km  

poniedziałek, 19 maja 2014

Rok 2011

  • 09.01 - Grand Prix Łodzi w Biegach Przełajowych 5km (bieg 2/6) - 20:42, 18m/198
  • 30.01 - Grand Prix Łodzi w Biegach Przełajowych 5km (bieg 3/6) - 19:32, 12m/203
  • 13.02 - Grand Prix Łodzi w Biegach Przełajowych 5km (bieg 4/6) - 18:33, 11m/215 
  • 06.03 - Grand Prix Łodzi w Biegach Przełajowych 5km (bieg 5/6) - 18:31, 11m/194
  • 19.03 - VII Maniacka Dziesiątka w Poznaniu - 36:37, 70m/1433 
   Po zimowej orce wg amerykańskiej szkoły Jacka Danielsa i mocnych przetarciach na przełajowych piątkach wiedziałem, że forma poszła do góry.  Wynik znacznie przerósł jednak moje oczekiwania. Po tym biegu zostałem zwerbowany przez łódzką grupę biegową Szakale Bałut.
  • 27.03 - Grand Prix Łodzi w Biegach Przełajowych 5km (bieg 6/6) - 18:13, 10m/186

Grand Prix, wyniki końcowe:
6m. Open
3m. w kategorii Łodzianin

   Debiut na dystansie półmaratońskim. Nigdy na treningu nawet tyle nie przebiegłem. Po skutecznym finiszu zostałem najszybszym Szakalem! Warto nadmienić, że zgodnie z regulaminem biegu powinienem być sklasyfikowany na podium w kategorii wiekowej (3m M-20), ale organizator uznał że wbrew temu co sam ustalił jednak zdubluje kategorie i tym samym czołówka biegu zapunktowała również dodatkowo w kategoriach - bolesny policzek od losu...
   Start w ten upalny niedzielny poranek nastąpił już o godzinie 7, a pomimo tego żar z nieba mocno dawał się we znaki nawet biegaczom na dystansie 10km. Przez znaczną część trasy miałem rowerowy mentalny support dwójki Szakali - dzięki Piotrze i Szymonie! Planem było zaatakowanie marcowej życiówki - zabrakło bardzo niewiele...
   Łyżkę dziegciu do historycznego zwycięstwa wniósł niestety pewien doświadczony biegacz, niegdyś bardzo niezły. Nie mógł on pogodzić się z moim "bezczelnym " ograniem go na finiszu. A rozchodziło się o nasze wspólne pomylenie trasy na 2-3km przed metą i w rezultacie wspólne nadrobienie dystansu (on 100m więcej).

urlop na Islandii - 2tyg przerwy od biegania

   Wreszcie po pół roku wpadła nowa życiówka - ogromna radość na mecie, zwłaszcza że skutecznym sprinterskim finiszem ograłem Szakala Andrzeja ;-)
   Bolesna porażka z Szakalem Andrzejem - powetował sobie Fabrykanta i w dodatku zrobił świetną życiówkę poniżej 36 minut...
   Drugi start półmaratoński i nieformalna życiówka aż o 2 minuty! (na wybitnie krosowej trasie)

Bilans roku: 2800km

Rok 2010


   Motywacją do powrotu do sportu było prozaiczne pozbycie się zadyszki przy wchodzeniu po schodach. Nie byłem może rozmiarów XXL, ale czułem się tak sobie - a wyglądałem tak i ważyłem blisko 80kg (obecnie 68).

  • kwiecień 2010 (lat 28) - regularny powrót do biegania po 13 latach przerwy
   Wiosną postawiłem sobie za cel zejście poniżej 40minut na dystansie 10km do końca roku - ot taka granica nieformalnie oddzielająca joggerów od biegaczy. Dla wieku jest to wynik prawdopodobnie nigdy nie do osiągnięcia, ale w końcu nie zaczynałem od zera. Pierwsze treningi to biegi niemal na maxa i takim pułapem było wówczas 25 okrążeń na stadionie w czasie ok 50minut (10km - tempo 5/km). Wymyśliłem sobie Bieg Sylwestrowy w Łodzi. Z czasem za namową wirtualnych kibiców, którzy uzmysłowili mi że w lesie ciężko o dobry czas, zapisałem się do Uniejowa na szybką uliczną dychę.


urlop na Krymie - 3 tygodnie bez biegania

   Na trasie długo walczyłem z kolką i w efekcie zabrakło 14 sekund... 

Bilans roku: ok 1500km

Początki biegania


  • wiosna 1995 (lat 13) - pierwsze treningi na łódzkim Starcie u Darka Mędrzyckiego (chyba 3x w tygodniu: wtorki, czwartki i niedziele)
  • maj 1995 - IV Grotnicki Bieg Leśny - 1m. w biegu klas szóstych
  • zima 1995/96 - zawody 300m hala 45s w wieku 14 lat
  • maj 1996 - V Grotnicki Bieg Leśny - 1m. w biegu klas siódmych
  • 1996/1997 - roczna przygoda z sekcją średniodystansową na łódzkim AZS u Jurka Mańki
  • wiosna 1997 - zawody 800m, 2:08 w wieku 15 lat 
  • maj 1997 - VI Grotnicki Bieg Leśny - 2m. w biegu klas ósmych
  • grudzień 1997 - Bieg Sylwestrowy w Arturówku (koniec biegania)

   Niegdyś medale po biegu miały swoją wartość - nie wręczano ich każdemu za ukończenie zawodów. W Grotnikach hat-tricka nie udało mi się ustrzelić, ale te trzy medale zachowałem do dzisiaj.