niedziela, 28 lutego 2016

Tydzień 16-17/24: 15-28.02

pn 15.02 - 20km rozbiegania [4:58] + brzuchy + drążek + solanka 30`
Podbiegłem do Parku 3.Maja, gdzie blisko godzinę potruchtaliśmy wspólnie z Mr Jagodą. Ani ja nie miałem ochotę na szybkie brykanie, ani Maciek, dla którego był to już dziś drugi trening. Powrót spod budowanej świątyni przy Piłsudskiego 138 pocisnąłem już samotnie i ze średnim tempem zszedłem poniżej psychologicznego 5/km.

wt 16.02 - 3x3km LT [3:30] p2`
Dziś na tapecie dawno nie realizowane interwały tempowe, czyli bieg progowy w odcinkach. Śmigałem w Parku na Zdrowiu na stałej pętli od znacznika "1" do "4" - tylko w ten sposób poza stadionem mogę zachować identyczne warunki na kolejnych trójkach. Czasy kolejnych odcinków wyniosły 10:30, 10:29 i 10:28, a średnie pulsy 161, 167 i 169bpm. Końcowe tętno wyszło 174, a spadek po 1min do 129bpm - trening był dość wymagający, nie przepadam za tą intensywnością. Swoją drogą 2 lata temu takim tempem przeleciałem cały półmaraton we Wrocławiu (PB 1:14), jednak forma była nieco wyższa, a i adrenalina startowa w zespół z tapperingiem też swoje zrobiły. Razem przekroczyłem dziś 16km.

śr 17.02 - 16km rozbiegania [4:45] + brzuchy + grzbiety + drążek + sauna 25`
Po wczorajszym ostrym bieganiu po twardej kostce i mając w perspektywie jutrzejszy długi zakres po asfalcie, dziś wskazanym było potruchtać po lesie. Nawet wolałem sobie oszczędzić 4km dobiegu na miękkie ścieżki puszczy w Arturówku i podjechałem autem na ponad godzinne tuptanie. Przy okazji odkryłem, że połączone ścieżki biegowe czerwona z niebieską tworzą świetną pętlę 7km z ogonkiem i już czekam, kiedy będę miał okazję pobrykać tam coś mocniejszego.

czw 18.02 - 21,6km BC2 [3:58]
Biegałem na asfaltowej pętli 2,7km na Popiołach w płd. części Łodzi - cisza, spokój, ciemność lekko rozświetlana latarniami, pofałdowana trasa, deszcz i kolega szakal u boku. Blisko 1,5godziny zakresu minęło nadspodziewanie szybko. Nie szalałem dziś z prędkością, bo objętość treningu była konkretna. Na 14.km sięgnąłem po żel energetyczny, taki chuderlak jak ja musi się jednak wspomagać węglami na dłuższym szybszym bieganiu. Z jednej strony warto uczyć organizm radzenia sobie na głodzie węglowodanowym, jednak z drugiej trzeba go przyzwyczajać do nieuniknionych zastrzyków paliwa na maratonie. Szukając złotego środka jedynie na długie treningi zabieram jeden symboliczny żel. Średni puls wyniósł 154bpm, końcowy 155, spadek po 1min - 115. Pod koniec podbiegów puls przekraczał 160, a nawet złapałem kilka pików pod 165oczek. Jednak średnie i końcowe wartości były bardzo przyzwoite. Mięśniowo zniosłem ten trening bez najmniejszego problemu. Wczorajsze delikatne truchtanie dobrze mi zrobiło, a wtorkowy bieg progowy zdążył się ładnie skompensować i przetarł mnie prędkościowo. Razem z rozgrzewką i wystudzeniem wyszło dziś ponad 25km.

pt 19.02 - 10km recovery [5:15]
Zaraz po pracy wyjeżdżałem na tygodniowy urlop w Kotlinę Kłodzką k/Lądka Zdroju, także jedynie wcześnie rano miałem dziś okazję rozbiegać wczorajszy zakres. Na wpół przytomny doczłapałem do Parku 3Maja, gdzie z Mr Jagodą ucięliśmy sobie kwadrans pogawędki w ruchu i już musiałem wracać do domu na ekspresowy prysznic i do pracy.

sb 20.02 - piesza wycieczka górska z Międzygórza na Śnieżnik 15km - 730m podejść
Po zaledwie kilku godzinach snu (problemy z zaśnięciem w nowym miejscu) odpuściłem trening biegowy i przestawiłem budzik o godzinę do przodu. Czteroosobowym stadem Szakali wdrapaliśmy się na najwyższy szczyt Sudetów Wschodnich - Śnieżnik (1425m npm), skąd widoki nie mogły nas jednak dzisiaj zachwycić :)

Śnieżnik - atak szczytowy :) foto: M.Sowa

Już na dole w Międzygórzu zahaczyliśmy o niewielki, ale urokliwy wodospad. Teren wokół został dzięki mostkom, drewnianym schodom i podestom przystosowany do podziwiania tej perełki z każdej strony.

Wodospad Wilczki w Międzygórzu
ndz 21.02 - 22km wybiegania [4:34], śr 141bpm - 530m UP; sauna 45`
Ciężko o płaskie tereny w okolicach Lądka, ale górskie tereny tylko umilają trening i czynią go bardziej efektywnym.

*** bilans 16. tygodnia: 110km + 15km trekkingu

pn 22.02 - I: 3x4km OWB2 p2`; razem 16km
Po 3dniowej aklimatyzacji mogłem sobie w końcu pozwolić na drugi zakres. Podjechaliśmy kawałek autem na względnie płaski odcinek ścieżki rowerowej i przy mocno porywistym wietrze odfajkowałem trzy 4-kilometrowe odcinki na 2km wahadle. Z braku czasu nie mogłem sobie pozwolić na więcej (czekała nas dzisiaj jeszcze długa górska wycieczka). Średnie parametry na kolejnych czwórkach wyniosły: 3:55/km 143bpm, 3:53/km 159bpm, 3:51/km 164bpm. Solidnie mnie sponiewierał dzisiejszy wiatr, różnica tempa po nawrotce na wahadle sięgała nawet 20s/km, a nogi musiały naprawdę solidnie popracować by sprostać wyzwaniu.

II: piesza wycieczka górska z Lądka Zdrój w Góry Złote 15km - 520m UP

Trojak (766m npm)
Jak na obóz kondycyjny przystało :)
Zejście do Lutyni

wt 23.02 - 20km BC1/2 [4:30], śr 143bpm; sauna 40`
Mimo intensywnego poniedziałku nie odczuwałem rano specjalnie dużego zmęczenia i wymyśliłem sobie bieg na tzw. siodle (ukształtowanie trasy nawiązuje do kształtu końskiego siodła). Kolejne segmenty ukształtowały się następująco:
1,8km [4:23] 122bpm - 40m DOWN
5,1km [5:04] 149bpm - 270m UP
3,1km [4:01] 144bpm - 120m DOWN... nawrotka
3,1km [4:51] 152bpm - 120m UP
5,1km [3:57] 136bpm - 270m DOWN
1,8km [4:44] 146bpm - 40m UP

śr 24.02 - piesza wycieczka górska z Orłowca na Jawornik Wielki i Borówkową 17km - 940m UP
Od dwóch dni męczył mnie solidny katar i dziś rano przyszła kumulacja. Rozsądek wygrał walkę z wielką ochotą na kolejny trening i tym razem odpuściłem. Żal było jednak siedzieć cały dzień na kwaterze i ciepło ubrany bryknąłem na solidną górską wycieczkę.

Panorama z Jawornika Wielkiego (872m npm)

Widok z wieży z Borówkowej (900m npm)

czw 25.02 - 11 x 1km WB3 [3:40] p2`; razem 21km
Przeziębienie dało za wygraną i podjechaliśmy dziś wcześnie rano z Szakalicą Moniką do Lądka na solidne bieganie (każde swoje). Pokluczyłem trochę po miasteczku i trafiłem na niemal płaską ulicę Wiejską wzdłuż malowniczej rzeczki Biała Lądecka. Dziś na tapecie były kilometrówki w tempie okołomaratońskim. Będąc nieco ograniczonym czasowo musiałem zadowolić się 11 powtórzeniami. Weszły nadspodziewanie łatwo, dużo przyjemniej niż zakres w odcinkach sprzed kilku dni. Średni puls rósł od 140 do 160bpm, a maksymalny kilkukrotnie zbliżył się do granicy 170bpm. Wysiłkowo ten trening wykonałem na względnym luzie i to mimo lekkiego osłabienia po przeziębieniu.

pt 26.02 - 17km rozbiegania [4:36] 128bpm - 230m UP; powrót do Łodzi
Na ostatni urlopowy trening poleciałem w ramach rozbiegania do Jaskini Radochowskiej i z powrotem. Bardzo pozytywnie zaskoczył mnie dzisiejszy niski puls, a płasko wcale nie było.

sb 27.02 - I:5,1km LT [3:30]; razem 17km + brzuchy + drążek
Nie mogłem się zdecydować na wybór akcentu w sobotni poranek. A skoro miałem w tym tygodniu wykonać ostatni trening progowy, a w górach na urlopie mi się nie udało, to wykorzystałem dzisiejszy parkrun na realizację odłożonej w czasie jednostki. Tuż przed startem kolega Badyl wypytał mnie o plany na dziś i mocno go uradowało co usłyszał - miał okazję powalczyć o własne PB, czyli rozmienienie 18minut na trasie parkrun'owej. Już po 200m wspólnie prowadziliśmy stawce i tempo uśredniło się na poziomie lekko powyżej 3.30/km. Na półmetku zameldowaliśmy się w 9:10, także druga pętla musiała być szybsza. Bezpośrednio po górach nogi miały prawo czuć się zmęczone i długo zwlekałem z podkręceniem tempa. Dopiero 400-500m przed metą wyraźnie przyspieszyłem, a gdy po minucie odwróciłem się przez ramię dość mocno zdziwiło mnie, że kolega wciąż siedzi mi na plecach - już teraz jest mocny, a wiosną powinno być jeszcze lepiej :) Ostatnie 100m chcąc nie chcąc musiałem przycisnąć jeszcze mocniej, a puls na mecie wywindował mi się do poziomu 197bpm - a myślałem że 190 to mój max :) Średni puls z całego biegu wyniósł 172bpm - końcówka z pewnością go podbiła. Robert ukończył zawody w wymarzonym czasie 17:59, zaledwie 2sekundy za mną. Po takim finiszu przeszła mi ochota na bonus w postaci kilku mocniejszych odcinków i wolniutko wróciłem do domu. Razem z dobiegami do Parku Poniatowskiego wyszło mi dziś rano niemal 17km.

II: 11km recovery [5:07] + solanka 25`

ndz 28.02 - 32km wybiegania [4:10] śr 151bpm + sauna 40`
Trening wykonałem na wiejskich drogach k/Sokolnik. Zabrałem ze sobą 2 żele energetyczne, po które sięgnąłem po 1h20m i 1h50m. Od 21km towarzyszyła mi na rowerze mama z bidonem :) Trzymając niemal od samego początku tempo w okolicach 4:10/km, puls zaczął mi przekraczać barierę 150bpm dość szybko, bo już po 15km. Biegło się jednak rewelacyjnie mięśniowo i oddechowo, także zignorowałem te wskazania i dalej pomykałem sobie z bananem na twarzy. Gdy na Garminie stuknął 31km odpaliłem dopalacze i ostatni kilometr poleciałem poniżej 3:30 - jest moc, to cieszy. Chciałbym tak kiedyś odpalić po 40km :) Po przepysznym rodzinnym obiedzie podjechałem na saunę na podczerwień na 2 serie po 20minut.

*** bilans 17. tygodnia: 134km + 32km trekkingu

niedziela, 14 lutego 2016

Tydzień 15/24: 8-14.02

pn 8.02 - solanka 30`
Kiedy w niedzielę zaraz po biegu miałem olbrzymie trudności aby wejść po kilku schodkach, a wygramolenie się z auta było dość komiczne, zacząłem poważnie obawiać się jutra - wiedziałem, że będzie ... gorzej. Zaraz po pracy wskoczyłem na pół godziny do solanki. Przyniosło to jednak bardzo krótkotrwałą ulgę, ale jakiś tam efekt długofalowy na pewno miał przyjść.

wt 9.02 - 8km [5:14] + brzuchy 2x50 + drążek 2x5
Po schodach w górę opornie, ale jakoś szło. W dół nawet nie było takiej opcji. Mimo wszystko zagryzłem zęby, wzułem opaski kompresyjne na uda i w ten sposób stabilizując zmasakrowane mięśnie czworogłowe ud wypełzłem do parku na 6 niewielkich kółek (1,33km). Musiałem w truchcie pobudzić krążenie, tak by przyspieszyć regenerację. Po pierwszym kółku wykonanym w olbrzymim bólu tempem 5:45/km miałem ochotę się położyć, nawet w kałuży. Stopniowo jednak, z minuty na minutę nogi lekko "puszczały" i kolejne okrążenia były już okapinę bardziej komfortowe, a ja rozpędzałem się nawet do 5:00/km. Na ostatnim kółku ból jednak znowu zaczął się wzmagać, także koniecznym było zakończyć te męczarnie. W domu po serii brzuchów i drążka wykonałem naprzemienny prysznic na nogi zimną i gorącą wodą. Było to nawet lepsze od solanki, ale ponownie krótkotrwałe. Wieczorem wychodząc z psem udało mi się przodem pomału zejść po kilku schodach.

śr 10.02 - 14km [4:38] + sauna 2x10`
W końcu zrezygnowałem z windy w pracy i zszedłem całe 3 piętra w dół po schodach. Wciąż co nieco tam czułem, ale dało się iść. Na płaskim ból był już nawet niemal nieodczuwalny. Wiedziałem, że dziś już pobiegam trochę dłużej i szybciej. Już sam początek był lekko poniżej 5.00/km, dużo przyjemniej biegło się jednak ... pod górę, niż w dół. Zahaczyłem o niemal pusty deszczowy Arturówek. Rzadko mi się udaje tam zawitać w tygodniu, za rzadko - muszę częściej tam się pojawiać.. Wystarczyło zaczerpnąć rześkiego leśnego powietrza i udało mi się pierwszy raz od kilku dni zapomnieć o bólu. Zaczynam wierzyć w sylwoterapię :) Z każdym kilometrem się rozpędzałem, także średnia z całej 14ki wyszła już przyzwoita. Po 2 godzinach od powrotu z treningu podjechałem na dwie krótkie serie do sauny fińskiej.

czw 11.02 - 3x5km OWB2 [3:54] p2`; razem 22,5km
Miałem już ochotę na szybsze brykanie, jednak dłuższy bieg ciągły byłby nazbyt obciążający dla układu ruchu. Zdecydowałem się więc na krótsze odcinki i w trakcie planowałem zdecydować czy robię dwa czy trzy... Ze względu na wymiary pętli i chęć biegania w identycznych warunkach ukształtowania i wiatru, który dziś srogo dmuchał, były to piątki. Śmigałem od znacznika 1 do 6km z przerwą niecałych 400m w 2minuty, akurat na dobieg do kolejnego znacznika "1". Nie zakładałem żadnego tempa, po prostu ruszyłem i po 2km już wiedziałem że 3.55/km będzie optymalne. Średnie pulsy na kolejnych odcinkach wyniosły 154, 159 i 159bpm, a końcowy puls wyniósł 161oczek.

pt 12.02 - 13,5km BC1 [4:24] + brzuchy + drążek + stabilizacja
Nie miałem dziś potrzeby wykonywania spokojnego rozbiegania, ale mocnego akcentu też nie chciałem ryzykować. Rozgrzewkowo podbiegłem do Parku Ocalałych na miękkie alejki, gdzie podkręciłem tempo i równą godzinę pokręciłem się w kółko. Co 2-3minuty mijałem znajomą mi twarz, jednak nie udało mi się przypomnieć kim jest ów biegacz dziarsko sobie śmigający w przeciwną stronę pętli. Może jak to czytasz to się ujawnisz kolego :) ?

sb 13.02 - I: 10km biegu zmiennego 400/200 (śr 3:37/4:31)
Podjechałem na stadion przy łódzkiej Polibudzie na 200metrową bieżnię. Pomysłem na dzisiejszy trening były częste zmiany tempa z okołomaratońskiego na OWB1. Miało to na celu nauczenie się czucia właściwego tempa na krótkich odcinkach, częściowe utylizowanie kwasu mlekowego na przerwach niewypoczynkowych oraz wykonanie dobrego treningu wydolności tlenowej. Średnie tempo na dystansie 10km wyniosło 3:55/km, jednak trening taki, ze względu na ciągłe zmiany prędkości, męczy bardziej niż jednostajny bieg ciągły nawet szybszy o te 10s/km. Garmin zarejestrował mi średni puls na poziomie 160bpm, końcowy 166, a spadek po 1min całkiem niezły jak na taką jednostkę - do 119bpm.

II: 8km recovery [4:55]

ndz 14.02 - 25km wybiegania na krosie [4:18] śr 146bpm
Biegałem na 5km pętli w Lesie Łagiewnickim. Już jak zaczynałem nogi były nieco podmęczone, wiedziałem że będzie ciężko. Nie skusiłem się na bieg z narastającą prędkością, nie szalałem też z tempem, ot po prostu zafundowałem sobie blisko 2godzinną pracę w czystym tlenie na krosie, gdzie wspiąłem się dziś w sumie 180 metrów.

***
Razem: 110km


LEPIEJ BYĆ NIEDOTRENOWANYM, NIŻ PRZETRENOWANYM. 

niedziela, 7 lutego 2016

Tydzień 14/24: 1-7.02

pn 1.02 - basen 750m + sauna 2x15`
Dziś wypadło mi wolne od biegania, pierwsze od 4 tygodni. W najbliższy weekend mam w planach 2 wymagające starty, tak więc konieczne jest nabranie świeżości. Takiego dubletu nie da się zrobić z pełnego treningu. Dla pobudzenia krążenia wybrałem się na basen i wszedłem też na 2 serie do sauny.

wt 2.02 - 9km OWB1 [4:43] 126bpm + 7x300pg (ok 63s); razem 16km
Tym razem przed siłą biegową truchtałem na zaciągniętym hamulcu. Dobrą smyczą na takie okazje jest pulsometr. Nie chciałem robić podbiegów na mocno zmęczonych nogach, ale jednocześnie musiałem solidniej je rozruszać, zwłaszcza po wczorajszej saunie. Ponownie zawitałem na wznoszący się odcinek DDR (drogi dla rowerów) na Zgierskiej, przekląłem wzmagający się deszcz i pod nieprzyjemny wiatr ruszyłem pod górę. Odcinki wychodziły w 62-64s w zależności od podmuchów wiatru; nie chciałem szarpać, tu musiała być rezerwa. Zbiegałem bardzo spokojnie w niecałe 100s. Końcowy puls lekko przekraczał 170bpm, ale miał chyba prawo :)

śr 3.02 - 12km BC2 [3:55] 157bpm
Kilka dni przed hardcorowym weekendem nie mogło być mowy o długim zakresie i musiałem się zadowolić kosmetyczną dwunastką :) Trening wykonałem z Szakalem Andrzejem, w towarzystwie zawsze raźniej.

czw 4.02 - 12km [4:39]
Noga początkowo się nie kręciła, ale gdy zaczął zacinać ostry drobny śnieżek to jakoś od razu przyjemniej się zrobiło. Pozapętlałem dziś w niewielkim Parku Ocalałych, gdzie dominują alejki ziemne - profilaktycznie wolałem nie przesadzać z twardymi nawierzchniami.

pt 5.02 - rozruch 5km, w tym 3x120R

sb 6.02 - Trail Kamieńsk 30km

ndz 7.02 - Puchar Maratonu Łódzkiego 21km
Nie był to przyjemny bieg, być nie mógł ... Łudziłem się, że delikatny masaż, dobre jedzonko, kąpiel w lodowatej wodzie i noc spędzona w opaskach kompresyjnych postawią mnie choć trochę na nogi. Tymczasem gdy już pokracznie wstałem z łóżka, tyłem zszedłem po schodach do auta, doczłapałem do biura zawodów po numer i zacząłem "biegową" rozgrzewkę, poważnie zacząłem rozważać wycofanie się z dzisiejszego startu. Jednak z minuty na minutę nogi zaczęły puszczać i nawet przez moment pomyślałem żeby potruchtać ... dłużej niż zazwyczaj, ale szybko sobie przypomniałem że już za kwadrans początek zawodów :) Trucht kończyłem nawet poniżej 5/km, dorzuciłem jedną krótką symboliczną bardzo spokojną przebieżkę, chwilę pomachałem kończynami górnymi i dolnymi i podszedłem z duszą na ramieniu na linię startu. O zwycięstwo wg moich kalkulacji mieli dziś walczyć Tomkowie Kunikowski i Owczarek, a ja z Michałem Stawskim który również wczoraj biegł w Kamieńsku, mieliśmy rywalizować ze sobą o cenne punkty pucharowe. Ruszyliśmy punktualnie o 10tej. Tomkowie zgodnie z oczekiwaniami prowadzili od samego początku i towarzyszył im Tobiasz Olszak oraz ... Michał, po którym absolutnie nie było widać wczorajszego startu. Ciężko mi było się rozpędzić, dopiero na zbiegu gdzieś po 600m lekko przyspieszyłem i zacząłem wymijać. Już po dwóch kilometrach byłem na 5.pozycji ze stratą ok 50m do liderującej czwórki. Nie pamiętam dokładnie kiedy, nawet na którym to było okrążeniu (1 czy 2) Michał na zakręcie dostrzegł że jestem już niedaleko za nimi, lekko zwolnił i poczekał na mnie. Doskonale zdawał sobie sprawę że dziś to musi ze mną rywalizować :) Moje próby zgubienia go rwanym tempem nie przynosiły rezultatu, a jedynie mnie podcinały, także odpuściłem i toczyliśmy się tak razem bark w bark. Na trzecim okrążeniu (z czterech) wchłonęliśmy lekko słabnącego Tobiasza. Nie było to równe tempo. Wszyscy we trzech miotaliśmy się jak płotki w sieci. Wreszcie na 16km Tobiasz wyraźnie przyspieszył, ja wyrównałem oddech i ruszyłem za nim. Nie wiem czy Michał podjął jeszcze walkę w tym momencie czy już odpuścił, ale na kolejnych zakrętach już go nie widziałem, a uciekającego "rywala" złapałem na 18km. Jeszcze przez kilometr biegliśmy razem, a nawet kolega próbował mnie zgubić na podbiegu, ale na 19.km to ja mocniej przycisnąłem pod górę i przyspieszając w końcówce (po wczorajszym Kamieńsku!) pewnie doleciałem do mety na trzeciej pozycji inkasując bardzo cenne punkty do klasyfikacji pucharowej. Bieg wygrał fenomenalny dzisiaj Tomek Owczarek, który już od 2. okrążenia powiększał przewagę nad swoim imiennikiem. Michał Stawski był dziś daleko, Kamieńsk musiał go bardzo dużo kosztować.

dystans 21km - czas 1:21:30 - tempo 3:52/km
kolejne pętle - 3:49, 3:51, 3:56, 3:53

Uwzględniając trzy najlepsze starty Tomka Owczarka i Michała Stawskiego oraz jedyne moje trzy starty (nie biegłem 1.etapu Pucharu na 5km) aktualna klasyfikacja wygląda tak:
1. Michał Stawski 230 (miejsca 2, 4, 1)
2. Tomek Owczarek 220 (3, 3, 1)
3. Maurycy Oleksiewicz 220 (2, 2 ,3)

Punktacja (taka jak w skokach narciarskich) 1m-100p, 2m-80, 3m-60, 4m-50 ... Do łącznej klasyfikacji brane będę cztery najlepsze starty.
Ostatni bieg Pucharu (ponad 26km) 13.marca - będzie bardzo ciekawie :)

***
Razem: 3 treningi + rozruch + 2 starty (105 km)

Trail Kamieńsk 30km

   Gdy w listopadzie dowiedziałem się o zimowej edycji górskich zawodów w Kamieńsku od razu wiedziałem, że muszę tam pobiec. Decyzja była spontaniczna i błyskawiczna, a dopiero później sprawdziłem w kalendarzu biegów, że nazajutrz wypada jeden z etapów ... Pucharu Maratonu (21km). Po kilku tygodniach dywagacji postanowiłem zrobić ... oba starty :) Ponad 50 mocnych kilometrów w 26godzin - szaleństwo, ale zarazem genialna imitacja zmęczenia w końcówce maratonów, zwłaszcza tego górskiego który czeka mnie już na początku lipca. Kamieńsk jako treningowa miejscówka kusił mnie od dawna. W grudniu w kilka osób wybraliśmy się tam z Łodzi na mocniejsze brykanie i zrozumiałem czemu ta sztuczna góra jest tak lubiana przez górali z Polski środkowej. Znajdziemy tak podbiegi długie, łatwe i wymagające, twarde i krosowe, często błotniste - klimat miejsca pozwala zapomnieć, że to zaledwie 60km od Łodzi. 


Profil lutowych zawodów zapowiadał się interesująco. Już na samym początku trasa kroczy stromym torem MTB w stronę górnej stacji wyciągu, by już zaraz powracać w dół stokiem narciarskim. Kolejne niecałe 1,5km jest zaskakująco płaskie, aż nudne :) Ale na szczęście już zaraz ponownie wznosi się w górę, tym razem już łagodniej niż na początku i już zaraz jest znany doskonale zbieg po stoku narciarskim (kto przeszarżuje za pierwszym razem, za drugim pobiegnie już na hamulcu). Tu kończy się mała 6km pętla, która okazała się być dodatkowym dystansem dla początkujących górali, a tych już bardziej doświadczonych czeka ponad 24km wymagającego biegania. Przed 12km zaczyna się 4km podbieg! Nie jest może za stromy, ale siły z pewnością należy rozłożyć z głową. Druga połowa trasy jest łatwiejsza, jednak trzeba pamiętać, że nogi będą już solidnie podmęczone dotychczasowym dystansem i ciągłymi zmianami nachylenia. W samej końcówce czując już nosem metę należy ostatni raz ... wbiec/wejść/wczołgać się na górną stację wyciągu, tym razem brzozowym laskiem i po osiągnięciu kulminacji można grawitacyjnie rozpocząć ostatni stromy zbieg do mety po stoku narciarskim. Wow! Mega piekielne wyzwanie, szalenie trudna trasa - nic tylko się z nią zmierzyć :)

Przed startem temperatura nie przekraczała 3-4stC, było pochmurno i lekko wiało. Obowiązkowym wyposażaniem na 30ce był bidon lub bukłak w plecaku, folia NRC i naładowany telefon komórkowy. Niby dodatkowy balast do wtargania ponad 600m w górę, ale dobrze dopasowany plecak nie krępuje ruchów i jego masa jest niemal nieodczuwalna. Po prezentacji ambasadorów i faworytów Biegu ruszyliśmy bardzo niemrawo. Na torze kolarskim truchtałem na 4.pozycji i tuż przed końcem podbiegu wysunąłem się na 2.lokatę. Zaraz na początku zbiegu wyszedłem na prowadzenie i stan ten utrzymywał się bardzo długo. Pierwszy raz linię mety po niespełna 2km przekraczałem na pozycji lidera. 

Końcówka pierwszego zbiegu po stoku narciarskim, ok 1.6km

Bardzo przyjemne uczucie gdy spiker wymienia Cię z nazwiska, przybijasz z nim piątaka i grzejesz dalej. Tuż za mną biegł Krzysiek Pietrzyk – stary wyjadacz biegów górskich, uczestnik wielu imprez rangi mistrzowskiej na podwórku krajowym i międzynarodowym. Cały czas dyktowałem sobie swoje tempo, biegłem na granicy komfortu tak by nie zakwaszać mięśni. 

6.km trasy, drugi raz przebiegamy przez linię mety
Około 10km Krzysiek w końcu postanowił się przywitać :) zrównał się ze mną i chwilę pogadaliśmy. Czułem się bardzo mocno i na podbiegach cały czas aktywnie pracowałem uciekając koledze na 10-20m, ale ten już zaraz był tuż za mną. Gdy trasa biegu ostro zakręcała miałem ogląd na to gdzie znajduje się grupa pościgowa, ale był tam tylko osamotniony Artur Kamiński, jakieś 100m za nami. Czterokilometrowy podbieg za 12km zniosłem zaskakująco dobrze, ale konieczność pokonania hałdy kopnego piachu tuż za wypłaszczeniem nie była przyjemnym uczuciem. 


Już zaraz na krzyżówce pierwszy i jedyny raz podczas tego biegu nie wiedziałem w którą stronę pędzić dalej. Zabrakło mi tam jednoznacznego oznakowania, na szczęście stając na moment w miejscu dostrzegłem w oddali bufet po prawej stronie i w jego kierunku pobiegłem. Przed 19km odbiliśmy w polną nieprzyjemną drogę z grząskim piachem, łagodnie wznoszącą się do góry. Tempo 4:30/km na tym odcinku to było wszystko na co mnie było stać. Już po kilku minutach Krzysiek z łatwością mnie doszedł, a od 22km zaczął się powoli, ale sukcesywnie oddalać. Pogodziłem się z tym faktem, a na domiar złego zaczęła mną szarpać ostra kolka. Oddech się spłycił, nie dotleniałem dostatecznie mięśni i ich ostre zakwaszenie było tylko kwestią czasu. Po 2km z łatwością minął mnie Artur, ale bardzo koleżeńsko wypytał czy wszystko w porządku. Cóż, za tęgiej miny nie miałem, ale zmotywowałem go do spokojnej gonitwy za Krzyśkiem. Odcinek między 25 a 29km był koszmarny, biegłem już na bardzo ciężkich nogach, wciąż walczyłem z kolką i zastanawiałem się tylko jaką mam wyrobioną przewagę nad goniącymi mnie rywalami. Wreszcie pojawił się nagle przede mną wyczekiwany narciarski kompleks Góry Kamieńsk i została mi już „tylko” ostatnia wspinaczka na górę i stromy zbieg do mety. Ambicja tylko początkowo nakazywała mi cały czas podbiegać, nawet na stromych odcinkach, ale w końcu wymiękłem i kilka razy przechodziłem do marszu. Nerwowo oglądałem się do tyłu, ale nikogo tam nie było. Gdy takim marszotruchtem docierałem już do szczytu ujrzałem przed sobą idącego Krzyśka. Jego „postawiło” jeszcze bardziej, a na domiar złego nie był w pełnej dyspozycji z powodu przykrego urazu z którym zmaga się od dłuższego czasu. Nie mogę powiedzieć że wyszarpałem to drugie miejsce, skorzystałem jedynie z niemocy kolegi i bez większego zaangażowania wbiegłem na metę na drugiej pozycji. Z dużą przewagą zawody wygrał Artur. Jego obecna dyspozycja zapowiada mu świetną wiosnę z super wynikami.


Nasza przewaga na mecie nad kolejnymi biegaczami wyniosła ponad 8minut, ale dobrze że nie miałem tej świadomości przed ostatnim podbiegiem, bo pewnie wówczas pozwoliłbym sobie na wczołgiwanie, czyli na taki styl na jaki, zważywszy na samopoczucie, miałem wówczas największą ochotę :)

  1. Artur Kamiński 2:12:21
  2. Maurycy Oleksiewicz 2:15:00
  3. Krzysztof Pietrzyk 2:15:11