wtorek, 8 sierpnia 2017

Kamieńsk, czyli Góry Środkowopolskie

   Do podbełchatowskiego Kamieńska zawitałem szósty raz, a po raz drugi na zawody w ramach imprezy biegowej Ultra Kamieńsk. Kto nie zaznał trudów tutejszych szlaków, ten nie dowierza, że tu w centralnej Polsce są tak znakomite warunki do górskiego treningu. Trasa biegu jest bardzo urozmaicona i absolutnie nie wybacza szarży na jej początku.
   Po okresie tygodniowych upałów pogoda zlitowała się i na dzień biegu słupek rtęci nie przekraczał 20stC, a niebo spowijały liczne obłoki chmur.  Na starcie stawiło się blisko 300 zawodników, w większości z plecakami z wymaganym wyposażeniem. Sam nie posiadając wygodnego osprzętu zdecydowałem się na bieg z pasem biodrowym, w którym upchnąłem półlitrowy soft-flask (miękki bidon) napełniony do poziomu 0,3l wodą z elektrolitami, telefon, folię NRC i 1 żel energetyczny. Zabrałem więc tylko to co niezbędne - przy wysokiej intensywności biegu i sumie przewyższeń 500 metrów, każde dodatkowe 100 gramów jest mocno odczuwalne. Szybkie odliczanie i poszły konie po betonie, a właściwie ruszyły maszyny po stoku ospale. Pierwsze metry i ja na prowadzeniu, zaraz doskakuje do mnie Michał Stawski i łapczywie połykamy kolejne centymetry kamieńskiego zbocza przy wyciągu narciarskim. Nie zdążyliśmy się nawet zasapać, a Piotrek Bętkowski (Benek, 2krotny zwycięzca Chudego Wawrzyńca, reprezentant kraju w zawodach przełajowych 2007-2010r, a ostatnio debiutant na trailowych MŚ!) zdecydowanie wysuwa się na prowadzenie i widać, że nie zamierza zwalniać. Lekko podkręcam tempo utrzymując z nim kontakt, Michał po chwili odpuszcza.

Podbieg nr 1 po stoku; Foto Beaty
Zbieg na 1; Foto Beaty










Po 750 metrach podbiegu przebiegamy na wypłaszczeniu na drugą stronę stoku i już zaraz pędzimy w dół. Na pierwszym punkcie kontrolnym na bramce startowej mam 4 sekundy straty do lidera. Kolejni zawodnicy już ponad pół minuty za nami. Na dole ostry zakręt i znowu w górę - tym razem rowerowym torem zjazdowym. Piotrek ostro ciśnie, ja nie odpuszczam. Jest mocno, myślę sobie że mnie testuje, że zaraz zwolni - nic z tego.

Podbieg torem zjazdowym MTB; Foto Beaty

Ledwo żywy dobiegam do asfaltowej drogi na górze kilka sekund za rywalem i próbuję go skleić. Kolejne 3,6km jest płaskie lub w dół, w międzyczasie zbiegamy na szuter - nogi mogą wreszcie się rozbujać (śr 3.30/km). Dochodzę Piotrka dopiero na początku podbiegu (6,7km trasy), lecz jego kontra była natychmiastowa. Na długim 3km podejściu (120m w górę) rywal mi odjeżdża, a wcale nie truchtam. Garmin zarejestrował średnio tempo tego odcinka 4.30/km (śr 4% nachylenia, ale momentami sporo więcej, bo było kilka krótkich wypłaszczeń). W końcu płasko, przebiegam przy wiatrakach, mam już ok 150-200m straty. Przed startem zakładałem, że to ja na tym etapie mam mieć wypracowaną bezpieczną przewagę, bo moi wspomniani dzisiejsi konkurenci, wraz z utytułowanym wiecznie młodym Krzyśkiem Pietrzykiem, mają większą rezerwę prędkości ode mnie i byłoby z czego tracić. Tymczasem Benek frunie spory już kawałek przede mną, a ja nie bardzo wiem jak wygląda sytuacja za moimi plecami. Nie oglądam się, jeszcze nie teraz... Biegnę swoje, tempo trochę mocniej niż 3.50/km bo jest płasko, bardziej boję się szarpnąć bo jeszcze jestem przed półmetkiem. Nagle wyrasta przede mną niewielka wydma, a niebieskie chorągiewki nakazują wgramolić się przez nią na dalszą część trasy. Piach szczęśliwie nie wpada do butów, nic nie będzie uwierało. Dobiegam do poprzecznego asfaltu, chwila konsternacji bo strzałek brak. Rozglądam się i zdecydowanie ruszam w prawo, przebiegam przez punkt kontrolny z bufetem na 13.km.

Zbieg z "bufetu" w stronę lotniska - ok 13,5km; Foto Beaty

Mam pół minuty straty do Piotrka, pomału tracę wiarę że nawiążę z nim walkę, to za bardzo doświadczony biegacz by osłabł bardziej ode mnie w drugiej części trasy. Zaczynam wyczekiwać kiedy dojdzie mnie Krzysiek. Po 1,5km zbiegu szosą odbijam przy lotnisku ostro w lewo w polną drogę. To najmniej ciekawy odcinek biegu, jest delikatnie pod górę, momentami grząski piach, słońce na otwartej przestrzeni mimo przeciętnej temperatury konkretnie operuje. Na zegarku minęła godzina, dobry czas na żel ale wciąż jest lekko pod górkę - nie teraz bo się zadławię. W końcu za zakrętem wciskam cenne słodkie węglowodany, popijam wodą z elektrolitami i momentalnie dostaję kopa. Pierwszy raz chyba poczułem tak wyraźnie skutki działania żelu energetycznego, a może do jednak zmiana nachylenia :) Wreszcie zmiana nawierzchni, pod stopami twardo i można przyspieszyć. Zmęczenie już spore, jednak wciąż trzymam się pewnie poniżej tempa 4/km. Około 20km przecinam drogę asfaltową którą zbiegałem z bufetu w stronę lotniska, a z prawej widzę Krzyśka Pietrzyka... Pierwsza myśl mogła być tylko jedna - pomyliłem trasę, ale zaraz zaraz - na pewno nie, są znaki, są niebieskie chorągiewki, poza tym pamiętam ten odcinek z zimowej edycji zawodów. Trasę pomylił tym razem kolega, a ja wskoczyłem w leśną zarośniętą ścieżkę na ostatnie kilometry biegu. Tempo lekko siadło, ale to bardziej zasługa nawierzchni i kilku powalonych drzew niż mojego słabnięcia. Wciąż trzymam się dzielnie i biegnę jak w transie. Po dwóch kolejnych kilometrach wbiegam na szuter, a chwilę potem dostaję informacje od Mariusza z roweru o 10minutach przewagi. Momentalnie spada mi motywacja, bo przed sobą nie widzę już Benka nawet na długiej prostej. Nie przechodzę jednak do truchtu i wciąż trzymam się poniżej pułapu przyzwoitości, tj tempa 4/km. Wreszcie wbiegam na teren kompleksu narciarskiego i mam do pokonania kolejny raz stok przy wyciągu. Benek jest już prawie w połowie, niespiesznie truchtam pod górę, maszeruję, znowu chwilę truchtam, by jednak poprzestać na przyjemniejszym marszu. Na górze nawrotka i powolny zbieg do mety.

Meta; Kamil Weinberg

Do Piotrka straciłem 2m40s. Podium zamknął Michał, który sam gubiąc się 2tygodnie wcześniej na kilometr przed metą, tym razem wykorzystał pech Krzyśka - karma wraca :) Nie jestem ekstremalnie sponiewierany, zmęczenie oczywiście jest ale czuć małą rezerwę. Oczywiście mam świadomość że Benek cały czas kontrolował sytuację i mój bardziej zdecydowany pościg poprawiłby niemal na pewno jedynie nasze czasy, nie zmieniając kolejności na mecie. Cieszy dobra dyspozycja, kolejny górski start udany - trzeba podtrzymać dobrą passę i powalczyć już 19.sierpnia na trasie 20km przy Ultramaratonie Magurskim.

Dekoracja; foto Sebastian Nowakowski