niedziela, 10 stycznia 2016

Tydzień 10: 4-10.01

Po mocnych trzech tygodniach (126+147+174km) przyszedł tydzień luźniejszy. Nie można cały czas zasuwać z zakasanymi rękawami. Ważne aby w swoim planie uwzględnić okresy regeneracji. Oczywiście myślę cały czas o wiosennym maratonie, stąd przejście na same wolne rozbiegania nie wchodziło w grę, ale kilometraż uległ drastycznej redukcji.

pn - siłownia: 8km 5.00/km + 10`GR na salce + ZB 6x40s/50s (przyspieszenia do 19kmh)
Niedzielny kros solidnie mi wszedł w 4 litery, stąd poskakałem dziś na taśmie bardzo spokojnie. Przed odmulającymi rytmami konieczna była dynamiczna gimnastyka, bo wczoraj rozciąganie sobie darowałem (po mocnym akcencie/starcie bezpieczniej odpuścić). Na bieżni łatwiej mi operować czasem niż dystansem (manualne sterowanie), stąd rytmy trwały 40s, a nie 200m. Przerwy niespełna minutowe były wystarczające aby uspokoić oddech i złapać świeżość w kroku :)
+ stabilizacja 15` (2serie) - tradycyjnie sam
+ piłki lekarskie 1h (3serie) - tradycyjnie z Krzyśkiem
+ 1,5km wytruchtania na bieżni; razem 12km biegowo

wt - Urlop wciąż trwał, przed południem podjechałem do rodziców na solidny trening. Tym razem jednak nie biegowy, a kolejny dzień z rzędu robiłem "siłownię". Polegała ona dzisiaj na przerzuceniu taczkami 5kubików drewna - bite 2 godziny ostrej harówy non-stop. Wracając do Łodzi zahaczyłem o saunę, gdzie wskoczyłem na trzy 10-minutowe serie. Bieganie sobie darowałem, zwłaszcza że nazajutrz czekał mnie intensywny BNP.

śr - 15km BNP
Gdy spotyka się na treningu dwóch solidnych biegaczy nie ma taryfy ulgowej, nawet gdy poranek wita nas białą kołderkę świeżego śniegu. Obydwaj z Krzyśkiem po cichu wahaliśmy się czy nie odpuścić, czy nie zmodyfikować planów, ale ambicja nam na to nie pozwoliła :) Po rozgrzewce najpierw wspólnej truchtanej, potem indywidualnej gimnastyce, ruszyliśmy po pętli na Zdrowiu z zamiarem stopniowego przyspieszania.
6km - 4:08/km - 151bpm (puls nieco wysoki, organizm jeszcze czuł 30kę, a i pokrywa śnieżna nieco utrudniała zadanie)
4km - 3:58/km - 160bpm
3km - 3:46/km - 168bpm (mi zaczęło się robić ciężko, Krzyśkowi kończył się glikogen ale zaciskał zęby i dygaliśmy dalej)
1km - 3:40/km - 171bpm (planowałem 2km na tym gradiencie prędkości, ale K. rzucił że go odcina i kończy - szybka analiza profilu pętli i decyzja, że zaraz przyspieszamy wspólnie na ostatni już kilometrowy odcinek)
1km - 3:16/km - 177bpm (na delikatnym zbiegu wyraźnie szarpnąłem i zacząłem uciekać K; gdy się wypłaszczyło nogi ostro skamieniały, ale nie oddałem prowadzenia aż do mety - niezła imitacja finiszu wyścigu nam wyszła)
Rozbujałem serducho aż do 180bpm, restytucji zapomniałem zmierzyć, ale nie mogła być imponująca. Obydwaj czuliśmy się solidnie sponiewierani. 

czw - 18km rozbiegania [4:41]
Jeszcze przed wyjściem na trening delikatnie się rozlolowałem na wałku. Poleciałem w stronę Zdrowia, ale wymyśliłem sobie że DDR będą dziś lepiej przygotowane do biegania niż parkowe alejki i odbiłem we Włókniarzy na miejską pętlę. Przez pierwsze kilometry towarzyszyło mi dziwne nieprzyjemne czucie mięśniowe, ale już po 30minutach wszystko wróciło do normy. Momentami śnieżna breja mocno hamowała, ale średnie tempo wyszło nawet przyzwoite. Po powrocie do domu porozciągałem się, zjadłem obiad i wskoczyłem na dłuższe rolowanie na wałek.

pt - 8km [4:35] + 6x140R; razem 12km
+ solanka 20`

sb - rozruch 6km [4:40] + 3x90R; razem 7km
+ brzuchy 2x50 + drążek 2x5

ndz - Start w Pucharze Maratonu

finisz; źródło DoZ Maraton (fb)

rozgrzewka 4km [4:42] las + 15` GR + 3x80R; wytruchtanie 4km [5:04]
+ sauna fińska 35` (15+10+10)

Razem: 91km



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz