niedziela, 10 stycznia 2016

Puchar Maratonu - Arturówek 15,7km

Na wszelki wypadek wrzuciłem do plecaka nakładki antypoślizgowe, jednak śnieg na rozgrzewce okazał się tępy.

Nos z auta wyściubiłem 40minut przed startem, postanowiłem solidnie się dogrzać bo taki już zmarźlak jestem. Kończąc swój trucht spotkałem Tomka Owczarka z Bełchatowa (jednego z bezpośrednich rywali), a już na linii startu Michała Stawskiego. Nie dostrzegłem natomiast Tomka Kunikowskiego, ale może jak to miał czasem w zwyczaju znów spóźniał się na start. Po wystrzale zabrałem się za rozprowadzanie stawki. Jeszcze przed podbiegiem zrównał się ze mną Tobiasz Olszak z Rawy Mazowieckiej i tak przez dłuższy czas biegliśmy ramię w ramię. Otwarcie było bardzo spokojne w 3:45/km, a mimo to biegliśmy już tylko we czworo z przodu. Kątem oka zauważyłem u Tobiasza rozwiązane sznurowadło, aż mi się żal zrobiło chłopaka. I tak mimowolnie obserwując jego buta, jeszcze przed 2.km zawsze skrzętnie wiązane przeze mnie sznurówki zawiodły i u mnie - powiedziałem sobie w myślach, że spróbuję wyrobić przewagę 10sekund i przystanąć na zawiązanie buta. Jednak co próbowałem szarpnąć to chłopaki zaraz siedzieli mi na plecach.

Pierwsze kilometry - obydwaj biegniemy już z rozwiązanymi butami; źródło: Foto Doktorek

Po 2okrążeniu (z trzech) Tobiasza nie było już z nami i o zwycięstwo wiedzieliśmy że powalczymy między sobą. Odpuściłem już plany o zawiązaniu sznurówki, jednak but coraz bardziej zlatywał mi ze stopy. W rezultacie, tak jak biegam ze śródstopia, tak w tej sytuacji prawą stopę musiałem stawiać na pięcie - nie muszę chyba dopowiadać, że nie było to za wygodne :) Michał momentami wychodził przede mnie, sapał przy tym jak lokomotywa, ale poza efektami wokalnymi sprawiał dobre wrażenie. Tomek natomiast tak coś niemrawo się czaił za nami, chyba nie był to jego dzień.

Okolice 10km, tempo rekreacyjne to i uśmiech na twarzy ;-) źródło: Foto Doktorek

Duble zaczęły się jeszcze na 2.okrążeniu, a z czasem wyprzedzaliśmy już coraz liczniejsze grupki. Piętnasty kilometr pocisnęliśmy już nieco mocniej - zegarek pokazał 3.35, a do mety zostało 700metrów. Widziałem już że walczymy tylko we dwóch, Tomek odpadł definitywnie.

Wizualizacja końcowych metrów; źródło: Foto Doktorek

Kiedy na 100m przed wylotem z lasu odpaliłem swoje dopalacze byłem pewien że to wygram. Spiker dostrzegł wśród drzew że już pędzę, miło tak usłyszeć swoje nazwisko na finiszu. Mając w pamięci końcówkę sprzed miesiąca, tym razem ostrożnie wybiegłem z lasu i mknąłem już ostatnią prostą do mety. Nie wiedziałem gdzie jest Michał, ale usłyszałem spikera że tuż za mną, że się potknął, że ja pędzę, że on się pozbierał, kto wygra, Maurycy czy Michał?!! Proszę państwa, niesamowita sytuacja - po 15km biegu o zwycięstwie zadecyduje fotofinisz :). Michał rzutem na taśmę okazał się lepszy, myślę że o niespełna ćwierć sekundy. Brawo on! Końcowe 700m biegliśmy że średnim tempem 3:05/km - po lesie, po śniegu, z zakrętami, mając w nogach 15km wymagającego krosu.

czas 58:07 [3:43], miejsce 2

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz