|
Ogrodowa, ok. 9,4km - foto B.Oleksiewicz |
Na porannym spacerze z psem było niemal bezwietrznie, pochmurno i chłodno. Prognozy pogody wskazywały podobne warunki w czasie wieczornego biegu. Nie lubię startów o tej porze, cały dzień jest wtedy u mnie zmarnowany. Obiad przed Piotrkowską stał się już moim rytuałem i przed 14 pałaszuję miskę ryżu (brązowego tym razem) z podsmażoną cukinią - dużo energii i lekko strawne. W końcu przed 18 wyskoczyłem przed blok na rozgrzewkę. Start mam 300m od domu, odeszła mi więc tym razem cała logistyka :) Dwadzieścia minut przed biegiem sięgnąłem po żel energetyczny. W końcu ostatni posiłek był sporo wcześniej. Ruszyliśmy standardowo spod Pałacu Poznańskiego przy Manufakturze. Trasa była kręta i lekko śliska po niewielkich opadach w ciągu dnia. Nie włączyłem w Garminie autolapowania kilometrów - liczyłem na widoczne oznakowania, ale się przeliczyłem, bo dostrzegłem tylko dwa na całej trasie :) Po dwóch kilometrach wbiegliśmy na rynek Manufaktury - jak zawsze mnóstwo kibiców i żywiołowy doping. Przed 3km sunęliśmy już długą prostą na południe Łodzi. Biegłem w grupie ok 5-6osób. Garmin pokazywał mi śr tempo 3:20, mocno jak się później okazało zaniżone... Półmetek przy Pasażu Schillera stuknął dopiero w 17:16, a szczerze mówiąc liczyłem że będzie to może nawet lekko poniżej 17. Mina mi nieco zrzedła, bowiem trzeba było przyspieszyć, a przed nami był długi odcinek Tuwima w kocich łbach. Trasa poprowadzona była przez teren Nowego Centrum Łodzi, budowanego w miejscu starego naziemnego dworca Łódź Fabryczna, który jest obecnie chowany pod ziemię. Po rundce honorowej przez nowy rynek (musiałem cały czas patrzeć pod nogi, niestety nie wiem jak to obecnie wygląda :P) wracaliśmy wyosiowną Tuwima ponownie w stronę Piotrkowskiej. Z naprzeciwka nadbiegał sznur nieco wolniejszych zawodników, około kilkunastu razy usłyszałem doping od znajomych skierowany w moją stronę. Dzięki Wam wszystkim, to naprawdę dodaje mnóstwo sił i wiary. Za 7km zacząłem jednak tracić kontakt z grupą, ewentualne przyspieszenie podcięłoby mnie już wtedy, a do mety było jeszcze daleko. Znając profil trasy wmawiałem sobie, że spróbuję puścić nogi na zbiegu Piotrkowską od 8km i będę gonił grupę. Tak się jednak nie stało. Nogi już mi konkretnie ciążyły, a oddech stawał się coraz szybszy. Dziewiąty kilometr minąłem w 31:25, także aby osiągnąć swój rekord w tym biegu miałem tylko 3 minuty na końcówkę. Nie było mowy o takim finiszu. Z zaciśniętymi zębami i dysząc niczym tenisista na korcie połykałem te końcowe metry oczekując w końcu niewygodnej nawrotki na wysokości Wschodniej. Dopiero za nią lekko szarpnąłem, bo do mety było już 200m. Tuż przed skrętem w ostatnią prostą w Nowomiejską wyprzedził mnie czający się za moimi plecami od dłuższego czasu Wojtek Grela (niestety z Łodzi ;-)). Pomknął do mety lekko jak sarenka, młodość i obieganie na średnich stadionowych dystansach swoje jednak robią. Skończyłem 2 sekundy po nim z czasem 34:49. Po wolniejszej piątce przed tygodniem w sumie na taki wynik mogłem jedynie liczyć. Forma gdzieś mi się ulotniła. Cieszę się jednak, że trafiłem z nią wiosną na ten swój jeden docelowy start w maratonie. Teraz patrząc z dystansu na swoje "poczynania" pomaratońskie, stwierdzam że mocne starty co weekend nie były dobrym pomysłem. Lepiej bym na tym wyszedł w końcowym rozrachunku, jakbym solidnie potrenował do jednej dychy, właśnie tu na Piotrkowskiej. Chłopaki, z którymi jeszcze niedawno temu wygrywałem dziś przybiegli przede mną. Ładnie poszli do przodu, brawa dla nich.
czas 34:49 (+23s od PB)
miejsce 25 (na 3,7k)
kat M-30: miejsce8
kat. "samorządowiec" miejsce1
kat. drużynowa - miejsce3
Z ciekawszych wyników warto odnotować wygraną Osmulskiego nad klubowym kolegą Stypułkowskim młodszym o 13 lat, zaledwie o 1sekundę (odpowiednio miejsce 5 i 6). Jeszcze tym razem nasz "towar eksportowy" (sorry Tomuś :P) okazał się mocniejszy, ale rywale na łódzkim podwórku coraz mocniej depczą mu po piętach.
Krzysiek Krygier wykonał kolejny niesamowity skok formy do przodu i wyśrubował obecny rekord na poziomie 33:22, tracąc do Pietrzyka zaledwie 5sekund. WIELKIE GRATY KRZYCHU!
Z chłopaków, z którymi ja miałem walczyć najlepiej spisał się Artur Kamiński, który po dobowej służbie był bardzo bliski swojej życiówki i skończył w czasie 34:14. Brawa również dla Leszka Marcinkiewicza, Tomka Kunikowskiego i Tomka Owczarka. Nieoczekiwanie przegrałem także z Jankiem Wychowałkiem, który bardzo odważnie i mocno zaczął samotny bieg i niemal do końca wytrzymał narzucone sobie tempo. Przegrana z Wojtkiem Grelą była dla mnie dotkliwa, bo spadłem o jedno oczko w kategorii Łodzian. Warto ponadto odnotwać znakomity rekord mojej klubowej koleżanki - Moniki Kaczmarek - który od wczoraj wynosi fenomenalne 36:04. Dziś wielu było lepszych ode mnie. Liczę na równie wysoki poziom w następnej edycji Biegu Piotrkowską, na którym z pewnością się pojawię.
Obecnie zawieszam buty na kołku i robię krótkie roztrenowanie.
Mauro mimo wszystko wielkie gratulacje, szkoda ze nie padła życiówka ale niekiedy trzeba odpuscic, by póżniej ruszyc z podwojoną siłą!! Wszystkiego najlepszego i szybkiej regeneracji!!
OdpowiedzUsuńDzięki Artur - to już była krzywa opadająca, nie ma sensu tego dłużej ciągnąć. Powodzenia w kolejnych startach, połamania kolejnych barier życzę.
Usuń