niedziela, 24 maja 2015

Bieg Piotrkowską 10km - 23.05.2015


Ogrodowa, ok. 9,4km - foto B.Oleksiewicz
Na porannym spacerze z psem było niemal bezwietrznie, pochmurno i chłodno. Prognozy pogody wskazywały podobne warunki w czasie wieczornego biegu. Nie lubię startów o tej porze, cały dzień jest wtedy u mnie zmarnowany. Obiad przed Piotrkowską stał się już moim rytuałem i przed 14 pałaszuję miskę ryżu (brązowego tym razem) z podsmażoną cukinią - dużo energii i lekko strawne. W końcu przed 18 wyskoczyłem przed blok na rozgrzewkę. Start mam 300m od domu, odeszła mi więc tym razem cała logistyka :) Dwadzieścia minut przed biegiem sięgnąłem po żel energetyczny. W końcu ostatni posiłek był sporo wcześniej. Ruszyliśmy standardowo spod Pałacu Poznańskiego przy Manufakturze. Trasa była kręta i lekko śliska po niewielkich opadach w ciągu dnia. Nie włączyłem w Garminie autolapowania kilometrów - liczyłem na widoczne oznakowania, ale się przeliczyłem, bo dostrzegłem tylko dwa na całej trasie :) Po dwóch kilometrach wbiegliśmy na rynek Manufaktury - jak zawsze mnóstwo kibiców i żywiołowy doping. Przed 3km sunęliśmy już długą prostą na południe Łodzi. Biegłem w grupie ok 5-6osób. Garmin pokazywał mi śr tempo 3:20, mocno jak się później okazało zaniżone... Półmetek przy Pasażu Schillera stuknął dopiero w 17:16, a szczerze mówiąc liczyłem że będzie to może nawet lekko poniżej 17. Mina mi nieco zrzedła, bowiem trzeba było przyspieszyć, a przed nami był długi odcinek Tuwima w kocich łbach. Trasa poprowadzona była przez teren Nowego Centrum Łodzi, budowanego w miejscu starego naziemnego dworca Łódź Fabryczna, który jest obecnie chowany pod ziemię. Po rundce honorowej przez nowy rynek (musiałem cały czas patrzeć pod nogi, niestety nie wiem jak to obecnie wygląda :P) wracaliśmy wyosiowną Tuwima ponownie w stronę Piotrkowskiej. Z naprzeciwka nadbiegał sznur nieco wolniejszych zawodników, około kilkunastu razy usłyszałem doping od znajomych skierowany w moją stronę. Dzięki Wam wszystkim, to naprawdę dodaje mnóstwo sił i wiary. Za 7km zacząłem jednak tracić kontakt z grupą, ewentualne przyspieszenie podcięłoby mnie już wtedy, a do mety było jeszcze daleko. Znając profil trasy wmawiałem sobie, że spróbuję puścić nogi na zbiegu Piotrkowską od 8km i będę gonił grupę. Tak się jednak nie stało. Nogi już mi konkretnie ciążyły, a oddech stawał się coraz szybszy. Dziewiąty kilometr minąłem w 31:25, także aby osiągnąć swój rekord w tym biegu miałem tylko 3 minuty na końcówkę. Nie było mowy o takim finiszu. Z zaciśniętymi zębami i dysząc niczym tenisista na korcie połykałem te końcowe metry oczekując w końcu niewygodnej nawrotki na wysokości Wschodniej. Dopiero za nią lekko szarpnąłem, bo do mety było już 200m. Tuż przed skrętem w ostatnią prostą w Nowomiejską wyprzedził mnie czający się za moimi plecami od dłuższego czasu Wojtek Grela (niestety z Łodzi ;-)). Pomknął do mety lekko jak sarenka, młodość i obieganie na średnich stadionowych dystansach swoje jednak robią. Skończyłem 2 sekundy po nim z czasem 34:49. Po wolniejszej piątce przed tygodniem w sumie na taki wynik mogłem jedynie liczyć. Forma gdzieś mi się ulotniła. Cieszę się jednak, że trafiłem z nią wiosną na ten swój jeden docelowy start w maratonie. Teraz patrząc z dystansu na swoje "poczynania" pomaratońskie, stwierdzam że mocne starty co weekend nie były dobrym pomysłem. Lepiej bym na tym wyszedł w końcowym rozrachunku, jakbym solidnie potrenował do jednej dychy, właśnie tu na Piotrkowskiej. Chłopaki, z którymi jeszcze niedawno temu wygrywałem dziś przybiegli przede mną. Ładnie poszli do przodu, brawa dla nich.

czas 34:49 (+23s od PB)
miejsce 25 (na 3,7k)
kat M-30: miejsce8
kat. "samorządowiec" miejsce1
kat. drużynowa - miejsce3

Z ciekawszych wyników warto odnotować wygraną Osmulskiego nad klubowym kolegą Stypułkowskim młodszym o 13 lat, zaledwie o 1sekundę (odpowiednio miejsce 5 i 6). Jeszcze tym razem nasz "towar eksportowy" (sorry Tomuś :P) okazał się mocniejszy, ale rywale na łódzkim podwórku coraz mocniej depczą mu po piętach. 
Krzysiek Krygier wykonał kolejny niesamowity skok formy do przodu i wyśrubował obecny rekord na poziomie 33:22, tracąc do Pietrzyka zaledwie 5sekund. WIELKIE GRATY KRZYCHU!
Z chłopaków, z którymi ja miałem walczyć najlepiej spisał się Artur Kamiński, który po dobowej służbie był bardzo bliski swojej życiówki i skończył w czasie 34:14. Brawa również dla Leszka Marcinkiewicza, Tomka Kunikowskiego i Tomka Owczarka. Nieoczekiwanie przegrałem także z Jankiem Wychowałkiem, który bardzo odważnie i mocno zaczął samotny bieg i niemal do końca wytrzymał narzucone sobie tempo. Przegrana z Wojtkiem Grelą była dla mnie dotkliwa, bo spadłem o jedno oczko w kategorii Łodzian. Warto ponadto odnotwać znakomity rekord mojej klubowej koleżanki - Moniki Kaczmarek - który od wczoraj wynosi fenomenalne 36:04. Dziś wielu było lepszych ode mnie. Liczę na równie wysoki poziom w następnej edycji Biegu Piotrkowską, na którym z pewnością się pojawię.

Obecnie zawieszam buty na kołku i robię krótkie roztrenowanie.

niedziela, 17 maja 2015

Bieg Wdzięczności 5km - 2015r.

Bieg Wdzięczności za Pontyfikat Jana Pawła II jest od kilku lat największą imprezą sportową w Konstantynowie Łódzkim. Zawody są rozgrywane od 2007roku i pierwotnie rywalizowano na dystansach 3 (kobiety) i 6km (mężczyźni). Pierwszy mój start w Konstantynowie miał miejsce w 2011roku, kiedy po roku regularnego biegania zająłem wysokie 8.miejsce. W kolejnym roku ścigano się już tylko na jednym dystansie 5km, ale sam odpuściłem start będąc świeżo po swoim maratońskim debiucie. Od 2013r. bieg posiada atest PZLA i wchodzi w skład Biegów u Puchar Marszałka Województwa Łódzkiego. To wówczas zająłem miejsce na najniższym stopniu podium osiągając aktualną do dziś życiówkę 16:39. W roku następnym przybiegłem drugi z czasem zaledwie o 1sekundę gorszym.

foto: J. Kosmatka

Bardzo rzadko startuję na atestowanych piątkach, tym bardziej miałem ochotę na poprawę rekordowego czasu. Śledziłem prognozy pogody na dzisiaj i już od kilku dni było wiadomo, że biegaczom przyjdzie zmagać się nie tylko ze swoimi słabościami, ale i z silnymi porywami wiatru. Cenne nagrody przyciągnęły na start wielu szybkich zawodników. Czołówka była wyjątkowo mocna. Zaczęliśmy w samo południe, jak dla mnie późno. Śmiesznie wyglądał ten początek gdy nie było nikogo chętnego do poprowadzenia biegu. Co chwila zaczepialiśmy o siebie nogami, trącaliśmy się łokciami, no niemal wszyscy się czaili :) Ciężar liderowania i rozbijania wiatru wziął na siebie Tomek Kunikowski, za co wielkie brawa dla niego. Jak ktoś jest dobrze wytrenowany to nawet wiatr mu nie straszny. Pierwszy kilometr stuknął po 3:27, co zważywszy na uczestnictwo w biegu takich ścigantów jak Błażej Skowroński i Krzysiek Pietrzyk jest czasem wręcz nieprzyzwoitym. Jeszcze przed 2km czekała nas nawrotka, która w tym tłoku wyhamowywała do zera. Tuż przed nią wspomniana dwójka szarpnęła i zaczęła uciekać od wciąż dużej czołowej grupy. Ruszył za nimi Fabian Florek z Konina. Drugi kilometr był już szybszy (3:21) , ale wciąż poniżej tempa gwarantującego bieg na rekord życiowy. Półmetek minąłem w czasie 8:30, co raczej nie napawało optymizmem. Zacząłem tracić dystans do kolejnej grupki, także musiałem się sprężyć by dojść ich przed 3km, kiedy znowu zakręcaliśmy pod silny wiatr. Potrzebowałem na to 3:17 - udało się i schowałem się za plecami. Zaraz zrównał się ze mną Artur Kamiński (Skierniewice, nie ten z Textilcrossu :P). Jeszcze przed 4km zacząłem ponownie tracić dystans do grupy. Znowu stało się to samo co na Orlenowskiej 10ce - nie potrafiłem włączyć 5ego biegu, no nie mogłem się zmusić do znalezienia się w strefie silnego dyskomfortu. Na wysokości nawrotki (800m przed metą) byłem ósmy i widziałem że Artur z Tomkiem mocniej szarpnęli. Utrzymując stałe tempo udało mi się minąć Tobiasza Olszaka z Rawy Maz., ale na dogonienie uciekającej grupy nie miałem pomysłu. Na 200m od mety zacząłem się oglądać do tyłu i nikogo tam nie widziałem. Tym większe było moje zdziwienie, gdy w wynikach dojrzałem aż 3 biegaczy w przedziale 5 sekund za mną.

Dobiegłem na 7. pozycji z przeciętnym czasem 16:53, Kolejny raz Artur okazał się mocniejszy ode mnie, pierwszy chyba raz przegrałem z Tomkiem - brawa dla nich :) W wywieszonych wynikach przy kategorii wiekowej znalazłem lokatę czwartą. Miłą niespodzianką było jednak niedublowanie się kategorii Open z wiekowymi (pierwszy raz w Konstantynowie) i tym samym zostałem sklasyfikowany na 2miejscu w kategorii M30 - za Arturem i przed Sewerynem Pogockim z Zelowa. Zgodnie z oczekiwaniami zwyciężył Błażej, przed Krzyśkiem który niespełna 12godzin wcześniej bardzo mocno pobiegł w nocnym biegu po łódzkim lotnisku. Tylko pozazdrościć regeneracji - chapeau bas :)

czwartek, 14 maja 2015

Saucony Endorphin Racer

Nigdy bym się nie spodziewał, że istnieją tak drastycznie "odchudzone" buty startowe. Saucony podaje w swojej specyfikacji wagę buta (dla rozmiaru 9 - 42EUR) ... 88g! Model wykonany jest z bardzo cienkiego tworzywa, język jest raczej elementem kosmetycznym, a zapiętek został lekko wzmocniony. Uwagę zwracają umieszczone po bokach niewielkie otwory wentylujące, zmniejszające oczywiście i tak bardzo niską wagę. Drop buta (różnica między wysokością pięty i palców) na poziomie 0 raczej wyklucza z użytkowania osoby biegające z pięty, a zwłaszcza początkujących zawodników. W cienkiej podeszwie wykonanej z pianki o zróżnicowanej gęstości SSL EVA znalazły się niewielkie trójkątne elementy z mocnej nieścieralnej gumy zapewniające lepsze trzymanie do asfaltowej nawierzchni. Startówki przeznaczone są zdecydowanie do krótkich dystansów, myślę że maksymalnie do 5km. 

Aby odważyć się założyć je na najbliższy start w Biegu Wdzięczności w Konstantynowie, musiałem je sprawdzić na treningu. Pierwsze wrażenie po wciśnięciu na nogi to brak jakiegokolwiek dyskomfortu. Związałem je solidnie aby mocno opinały stopy, a absolutnie nic nie uwierało. Po kilku niepewnych krokach strzeliłem solidnego "rytma" i już wiedziałem że będzie świetne noszenie. Buty są niesamowicie dynamiczne i stwierdzam to pomimo tego, że biegałem po miękkim (średnio oddającym energię) tartanie na stadionie na łódzkich Stokach. Pewnie utrzymywały mnie na wirażach, biegało się bardzo przyjemnie i komfortowo. Po treningu bez skarpetek nie nabawiłem się żadnych odcisków, aż żal było z nich wyskakiwać na końcowe wytruchtanie. Już z niecierpliwością wyczekuję niedzieli, aby przekonać się czy odczucia na asfalcie będą zbliżone do tych tartanowych.

Łódź, Potokowa - foto: B.Oleksiewicz
























Za możliwość testowania butów dziękuję Sport-Factory.

sobota, 9 maja 2015

TextilCross 9.05.2015

z T.Kunikowskim; foto: Kamil Weinberg

Nazajutrz po wtorkowej mocnej interwałowej drabince czułem się nadspodziewanie dobrze. Nie odcisnęła ona na mnie takiego piętna jak się spodziewałem. Tym samym podkusiło mnie i w czwartek dorzuciłem do pieca i zrobiłem trening szybkościowy. Nie miałem zegarka, bo ten jest w serwisie, i to był spory błąd, bo wydaje mi się że latałem zdecydowanie za szybko. Niby było to tylko 10x200m, ale czasowo mogło to być poniżej 36sekund, co mnie niestety podcięło. Cały piątek snułem się zmarnowany, po pracy wypełzłem na bardzo krótki rozruch licząc że to coś pomoże. I nawet co nieco rozruszałem kopyta, ale świeżości brakowało. Wskoczyłem do wanny z lodowatą wodą na niecałe 10minut, wieczorem wysmarowałem nogi chłodzącą maścią końską, no ratowałem się jak umiałem. Dziś rano na spacerze z psem adrenalina przedstartowa zaczęła pewnie działać, bo mięśnie w końcu przestały pobolewać.

Do Arturówka dotarliśmy z Beatą przed 10, całkiem sprawnie odebraliśmy numery startowe. Tak, tak - startowaliśmy dziś oboje :) Moją dzielną małżonkę czekała dziś druga batalia z "dychą" na zawodach, bo treningowo już kilka razy pokonała ten dystans. Rozgrzewkę zacząłem wcześnie, bo już o 10.20. Po 3 kilometrach z narastającą prędkością porozciągałem się co nieco, z Tomkiem Kunikowskim dorzuciłem 2 krótkie spokojne rytmy i nieśpieszno potruchtałem w stronę startu, który w tym roku wyjątkowo zorganizowano przy placu zabaw za MOSiR'em. W licznej grupie znajomych spośród potencjalnych rywali, poza wspomnianym już Tomkiem, dojrzałem Artura Kamińskego (Płock), Daniela Romanowicza i Janka Wróblewskiego (niegdyś czołowego biegacza z Regionu Łódzkiego). To między nami miała toczyć się walka o podium.

Zgodnie z oczekiwaniami tak to właśnie wyglądało. Już po 3 kilometrach została nas trójka (Artur, Tomek i ja), a tempo wcale nie było specjalnie zawrotne - 3:41, 3:37, 3:33. Do pokonania mieliśmy 2 leśne nieco krosowe pętle. Zastanawiałem się kiedy potencjalnie najsilniejszy z nas Artur przyspieszy i czy Tomek pójdzie z nim, czy może pobiegniemy razem i kwestię miejsca drugiego rozstrzygniemy w końcówce między sobą. Kilometr czwarty wyszedł w 3:34, a kolejny wreszcie mocniejszy - 3:28. Artur szarpnął na jednym z krótkich podbiegów, było to na 5,5km trasy. Ku mojemu zadowoleniu Tomek odpuścił, bowiem wcale nie biegło mi się komfortowo. Był to mięśniowo wymagający wysiłek. Artur powoli ale systematycznie się oddalał, cały czas kontrolował przy tym sytuację co chwila zerkając przez ramię do tyłu. Ale obydwaj z Tomkiem nie mieliśmy ochoty podjąć pogoni. Za plecami mieliśmy czysto, zatem nie musieliśmy żyłować tempa. Czasy kolejnych kilometrów wyniosły 3:37, 3:36 i ósmy kilometr zaledwie w 3:48 (ale na nasze usprawiedliwienie był tam spory podbieg :P). Wiedziałem, że zmodyfikowana trasa będzie miała ok. 9,5km. Uspokoiwszy oddech szarpnąłem na zbiegu na kilometr przed metą. Dziewiąty kilometr zaczęty niemrawo po przyspieszeniu w połowie skończyłem w 3:23 i wypracowałem już bezpieczną przewagę nad Tomkiem. Końcowe 420m przebiegłem w 1:20 [3:10/km] i zadowolony wpadłem na metę na drugim miejscu. Nie miałem dziś zamiaru wypruwać flaków i nie stanąłem do walki z Arturem o zwycięstwo. Po prostu wiedziałem, że to nie mój kaliber. Może jeszcze na świeżości bym spróbował, ale dziś moja gonitwa na 99% sprowokowała by go do jeszcze mocniejszego podkręcenia tempa, a w konsekwencji wyczerpany w końcówce mógłbym nie sprostać atakowi Tomka :)
1. Artur Kamiński 33:29
2. Maurycy Oleksiewicz 33:41
3. Tomasz Kunikowski 33:54
4. Jan Wróblewski 34:12

9,42km - 33:41 [3:35], miejsce 2

Beata zajęła 26miejsce wśród kobiet, a pokonanie tej wymagającej trasy zajęło jej 59:32, co w przeliczeniu na 10km daje 1h3m. Dla porównania w Biegu Niepodległości pół roku temu potrzebowała ponad minutę więcej, a profil był wówczas zdecydowanie bardziej płaski. Muszę jeszcze nadmienić że czekając dziś na żonę przed metą, chciałem ją chwycić za rękę i przebiec końcówkę wspólnie. Nie udało się - Beata samotnie zafiniszowała sprintem :)

piątek, 1 maja 2015

Bieg Tropami Śląskich Dinozaurów

Tak, to nie żart :) Zmierzając na majówkę w Jurę Krakowsko-Częstochowską nadrobiliśmy kawałek drogi i zahaczyliśmy o niewielką miejscowość Lisowice k/Lublińca.

google.maps
Właśnie tam w pierwszy dzień maja miała miejsce IV już edycja Biegu Tropami Śląskich Dinozaurów. W 2005 roku kolekcjoner minerałów Robert Borzęcki podczas swych wędrówek zajrzał do cegielni w Lisowicach. Znalazł tam coś, czego nie umiał zidentyfikować. Po rozmowie z paleontologiem zrozumiał jak wielkiego dokonał odkrycia. Kości należały do wielkiego drapieżnika teropoda (spokrewnionego z T.Rex) i datowane są na koniec triasu. Tym samym odnaleziono najstarszego tak zaawansowanego ewolucyjnie drapieżnika w Europie! Już  w następnym roku na terenie cegielni rozpoczęły się wykopaliska archeologiczne, a już niebawem otworzono Muzeum Paleontologiczne.

Trasa Biegu o długości 10km ma charakter przełajowy, składa się z dwóch jednakowych pętli o nawierzchni asfaltowej (40%), szutrowej (35%) i drogi polnej (25%). Niewątpliwą atrakcją jest dwukrotne przebieganie przez dawny piec wypałowy do produkcji cegły.
Z ciekawości spojrzałem na wyniki z poprzednich edycji i zwycięstwo, a już na pewno podium, było w moim zasięgu. Najgroźniejszymi rywalami powinni być: zwycięzca sprzed roku - Jakub Caban, który niedawno na atestowanej dyszce w Częstochowie nabiegał 35:27 oraz Mariusz Jaskulski, który 2 lata temu tu wygrał, a rok temu był drugi.
Poziom sportowy bieżącej edycji był jednak zdecydowanie wyższy :) Na mecie zameldowałem się na 2.miejscu za jakimś Marcinem Świercem, podobno niezłym góralem ;) Nasz aktualny Mistrz Polski zaczął ucieczkę już po 300 metrach, a ja cóż.. broniłem miejsca kolejnego. Przed 2km przegapiłem zbieg z cegielni na łąkę i tracąc kilka metrów spadłem o lokatę niżej. Strata na kolejnych 3km maksymalnie sięgała 30m, także kontrolowałem sytuację. Za 5km kolega z przodu miał postój na sznurówkę, ale dość szybko odrobił stratę. Okupił jednak ten zryw prawdopobnie kolką, bo na mecie na którą wpadł jednak na 4pozycji trzymał się z grymasem bólu za brzuch. Na 8km miałem ok 30m przewagi nad goniącą mnie dwójką, także musiałem lekko szarpnąć. Dwa ostatnie km absolutnie nie były już komfortowe, a pokonałem je w 3:26 i w 3:21. Przewaga Marcina nade mną wyniosła prawie 50 sekund. Z mojego czasu 35:44 na takiej trasie i po wczorajszych podbiegach jestem bardzo zadowolony. Miejsce trzecie na podium zajął chłopak z okolicznej miejscowości, a przybiegł tylko 16 sekund za mną.



Dekoracja z Marcinem była bardzo miłym przeżyciem i niewątpliwym zaszczytem.

Źródła:
1. archeowiesci.pl
2. lisowice.com/muzeum