poniedziałek, 30 czerwca 2014

Czerwcowe roztrenowanie

Przez pierwsze 3 dni po Wrocławiu nie skusiłem się na żaden rodzaj aktywności sportowej. We wtorek po pracy wyjechałem na kilka dni w Tatry. Zaliczyłem 3 wspaniałe długie piesze górskie wycieczki.

śr 18.06: Palenica Białczańska - Morskie Oko - Czarny Staw - Rysy (2499m npm) - Popradzkie Pleso - elektricka w Szczyrbskim Plesie
   Już przed przyjazdem wiedziałem że trzeba nastawić się na zimowe warunki. Podejście od polskiej strony bez raków i czekana jest niezwykle ryzykowne. Do samego szczytu nie wiedzieliśmy czy uda nam się tam wdrapać, ale schodzić już woleliśmy na słowacką stronę (bezpieczniej). Ze Szczyrbskiego podjechaliśmy kolejką do Smokowca (g21) i chcąc wrócić na noc do Polski została nam tylko opcja dojazdu taksówką. Nieco się spłukaliśmy tą przejażdżką, a i tak targowaliśmy się ostro. 

czw 19.06: Kiry - Cudakowa Polana - Ciemniak (Czerwone Wierchy) - Małołączniak - Przysłup Miętusi - Nędzówka - Kiry
    To był jedyny słoneczny dzień. W Tatrach Zachodnich śniegu już jak na lekarstwo, całą wycieczkę przewędrowałem w sandałach. Pierwszy raz miałem okazję zaliczać zejście z Małołączniaka - niezwykle malowniczy grzbiet łagodnie opadający w dół, zakończony trudnym technicznie żlebem z kilkoma łańcuchami. Chyba najtrudniejszy szlak w tej części Tatr. Wracając na kwaterę zahaczyliśmy o termy w Szaflarach - wspaniały relaks dla obolałych mięśni.

pt 20.06: Kuźnice - Boczań - Hala Gąsienicowa - Przełęcz Świnicka - Świnica - Zawrat - HG - Dolina Jaworzynki - Kuźnice
   Od rana lekko siąpił kapuśniaczek. Ustaliliśmy że idziemy dokąd się da bezpiecznie podejść. Gdy za Przełęczą pod Świnicą zaczął prószyć śnieg naszły nas pewne obawy, ale szybko się uspokoiło. Szlak od przełęczy aż do Granatów jest najtrudniejszym tatrzańskim szlakiem po polskiej stronie. Co prawda dopiero od Zawratu do leżącej za Granatami Przełęczy Krzyżne jest on wydzielony jako Orla Perć, to jednak ten nasz odcinek śmiało może konkurować z percią pod względem skali trudności. Na Świnicy (2301m npm, najwyższy szczyt leżący całkowicie po polskiej stronie) musieliśmy podjąć decyzję czy zawracamy tą samą drogą, czy schodzimy na Zawrat mając w perspektywie śnieżno-lodowe zejście do Murowańca. Oczywiście nie chcieliśmy dublować tego samego odcinka, więc ustaliliśmy, że jeśli będzie zbyt niebezpiecznie zejdziemy łagodnym szlakiem do Doliny 5 Stawów i dalej Roztoką do asfaltówki Palenica-MOK. Zejście na HG mimo swych niebezpiecznych zlodzonych odcinków (płn. wystawa) i częściowo uwięzionych w śniegu łańcuchach było jednak krótszą i ciekawszą opcją i żal nam było odpuszczać. Straszliwie zmarzłem na tym ostatnim odcinku, tak więc w drodze powrotnej wygrzałem stare kości w saunach zakopiańskiego Aquaparku.

Nazajutrz trzeba było już wracać do szarej rzeczywistości, ale zahaczyliśmy jeszcze o Szaflary :)
Od niedzieli przez cały kolejny tydzień co drugi dzień planowałem godzinne bardzo spokojne rozbiegania. Plany planami, ale po trzech takich niemrawych joggingach miałem dosyć i w sobotę poleciałem w stronę łódzkich Łagiewnik.
sb 28.06 - 24,4km rozbiegania [4:54], w tym 1x150R
ndz 29.06 - 20km BC1 [4:36] + ZB 4x30/60, razem 21,7km

Tak więc już w weekend zacząłem odbudowę bazy tlenowej - skupiam się na kilometrażu i sile.

niedziela, 15 czerwca 2014

Nocna połówka - wrocLOVE

 2. Nocny Wrocław Półmaraton


 
   Czując niedosyt po kwietniowym maratonie w Łodzi przewertowałem kalendarz biegów i wypatrzyłem Wrocław. Połówka - mój ulubiony dystans, nocą - będzie chłodniej, termin 3tygodnie po Piotrkowskiej - będzie czas żeby i wypocząć i zrobić kilka treningów wytrzymałościowych. Dlaczego ja tak rzadko biegam te połówki? Przecież to mój ulubiony typ wysiłku, rodzaj zmęczenia, najwartościowsze wyniki mam właśnie z tego dystansu.. Chyba w przyszłym roku muszę ich więcej poplanować, bo teraz jesienią wiem, że raczej będzie tylko jedna poważna - w Tarczynie.
   Na wyjazd udało mi się namówić troje Szakali, przy czym nasza Królowa Monika Kaczmarek do Wrocławia wybrała się wcześniej na cały weekend. Ja z drugą Moniką wyjechaliśmy z Łodzi po 15 i po drodze zgarnęliśmy z Pabianic Andrzeja i z Bełchatowa nieszakalicę Kasię. Ekspresowa ósemka mocno skraca czas dojazdu na Dolny Śląsk i w Sudety, ale niestety wciąż brakuje 80km na terenie woj. łódzkiego. (Za miesiąc planują oddać krótki odcinek do Łasku, w listopadzie z Sieradza do Wielunia i wg zapowiedzi ostatni fragment Łask-Sieradz w marcu 2015r. - pożyjemy, zobaczymy) Na miejsce dotarliśmy o 19 - dwie godziny przed startem. Biuro zawodów mieściło się przy Stadionie Olimpijskim we wschodniej części miasta.
   Po przelotnych gradowych ulewach, ochłodziło się pod wieczór i było bardzo przyjemne 10stC. Tuż przed startem lekko zaczął siąpić deszczyk. Wiatr był niemal nieodczuwalny - prawie wymarzone warunki do szybkiego biegania. Mimo braku niskiego numeru startowego udało się bezproblemowo stanąć we właściwym dla mnie sektorze - jakieś 2metry za czarnoskórą czołówką. Po krótkiej i nieuniknionej w ferworze walki przepychance na łokcie już po 100m udało mi się złapać swój rytm. Interesował mnie tempomat ustawiony na 3.30/km. Pierwsze 3kilometry biegłem w 3-4osobowej grupce, dalej zostaliśmy we dwóch z Szymonem Juraszkiem z Wrocława, który miał rowerowy support na całej trasie. Chłop wyższy ode mnie o głowę, biegł bardzo swobodnie, pozwoliłem sobie biec w jego cieniu aerodynamicznym przez dobry kwadrans. Gdzieś koło 7km wyszedłem na zmianę i lekko uciekłem mu koło 13km. Tempo cały czas oscylowało w okolicach 3.30. Międzyczasy po drodze: 5km w 17:32, 10km w 35:06, 15km w 52:41 (nieoficjalne PB). Było naprawdę nieźle do 19km. Tak przy okazji przefrunąłem przez Tomka Sobczyka z Wrocławia, który najwyraźniej przeforsował początkowe tempo. I właśnie na 2km przed metą zakwaszenie mięśni nieoczekiwanie znacznie wzrosło. Oddechowo było super, mięśnie zmusiły mnie do lekkiego spowolnienia. Sobczyk się zrewanżował i teraz on pokazowo minął mnie z prędkością światła, aby po 200m machnąć ręką, zwolnić i krzyknąć "wyprzedzaj jak chcesz" (???!!!) i po kolejnych 300 być już przede mną. Strasznie rwał tempo i mnie pilnował, co moment kontrolował przewagę oglądając się przez ramię. Na metę wbiegł 3 sekundy przede mną.

   Po ubiegłorocznej klapie (policja nie zezwoliła na start z powodu źle zabezpieczonej trasy) nikt nie wyobrażał sobie by kolejny raz coś miało nie wyjść. Tymczasem ostatnie 2 tygodnie we Wrocławiu to była walka z kolidującymi ze sobą niezsynchronizowanymi imprezami. Z tego co słychać było w mediach do ponownej kompromitacji cudem jednak nie doszło. Na bieg zapisało się ponad 5tysięcy biegaczy. Jak spiker wielokrotnie podkreślał była to najliczniejsza impreza biegowa w historii miasta. Zgodnie z Regulaminem aż 100 miejsc miało przypaść elicie biegu, a wśród niej winny się znaleźć m.in. osoby zaproszone przez Organizatora, przedstawiciele sponsorów oraz osoby legitymujące się najlepszymi wynikami w okresie ostatnich 2 lat. Wiadomo, że w takiej imprezie masowej moment startu i ewentualne źle dobrana bądź narzucona strefa startowa dla kogoś, kto traktuje zawody w sposób sportowy, ma olbrzymie znaczenie dla końcowego czasu. Na początku maja (1,5 miesiąca przed biegiem) wystosowałem więc list drogą elektroniczną do Organizatora z prośbą o zapewnienie mi niskiego numeru startowego. Podparłem go moimi wynikami wraz z odnośnikami do oficjalnych źródeł. Nie doczekawszy się odpowiedzi po 3 tygodniach ponowiłem swoją prośbę. Znów nie było odzewu, a niskich numerów startowych przybywało. Na 4 dni przed biegiem list przesłałem do wskazanej mi grzecznościowo przez znajomego persony z Organizacji, która błyskawicznie odpisała mi, że jest już za późno bo wszystkie numery zostały wydrukowane. Drodzy Organizatorzy: w przyszłym roku odpisujcie na maile przesyłane na jedyny udostępniany oficjalny adres, bądź zmieńcie zapis Regulaminu mówiący w wynikach sportowych zapewniających komfortowy start. Finalnie okazało się, że do strefy elity mógł wejść absolutnie każdy i w żaden sposób nie było do kontrolowane. To tyle w sprawie dla wielu błahej, dla mnie jednak istotnej.
   Parking, biuro zawodów, szatnie, depozyt, toalety przygotowane były wzorowo. Trasa oznaczona była idealnie. Znaczniki kilometrów z pojedynczymi wyjątkami niemal precyzyjnie. Dodatkowo wyznaczono półmetek, co na dystansie półmaratonu zdarzyło mi się pierwszy raz. Po biegu i ciepłym prysznicu w czystej szatni chciałem zjeść posiłek, jednak w hali zamknięto już biuro zawodów, a nikt z wolontariuszy nie wiedział gdzie wydają zupy za talony z pakietu startowego. Okazało się, że trzeba było w tym celu wrócić na pergolę Stadionu Olimpijskiego do strefy mety. Pergola ta, jest jednak zdecydowanie za małym miejscem na zgromadzenie wszystkich uczestników biegu, często z rodzinami, bądź znajomymi. Po przeciągniętej dekoracji w licznych kategoriach nieśpieszno przystąpiono do losowania atrakcyjnych nagród rzeczowych (20 tabletów i samochód osobowy). Kompletnie nieprzemyślany Regulamin nakazywał by wylosowane nazwiska biegaczy wyczytywać pojedynczo i dawać każdemu szczęśliwcowi 90sekund czasu na zgłoszenie się na scenę. W rezultacie, przy już opóźnionej porze startu loterii, trzeba było blisko 2 godzin by spośród chyba 100 wyczytywanych osób, doczekać się na szczęśliwe 21. Nie trzeba być geniuszem by zauważyć, że sprawniej by to poszło w sytuacji wyczytania wszystkich nazwisk, odczekaniu przykładowo nawet 5 minut i przeprowadzenia 2-3 dogrywek na identycznych zasadach. I tak to przeszła nam koło nosa okazja nocnego pobrykania po wrocławskiej starówce i dopiero koło 3 rozgoryczeni, zmarznięci, głodni i zmęczeni poczłapaliśmy do auta. W domu byłem po godzinie 7 – wyczerpany, ale szczęśliwy.



czas 1:14:15 PB
miejsce 22/4973, 7kat M-30, 9. Polak
drużynowo Szakale Bałut w 3osobowym zespole zajęły wysokie 5. miejsce (Andrzej Pietrzak 1:17:37 PB, Monika Kaczmarek 1:27:19)
Druga szakalica Monika oraz towarzysząca nam Kasia wyraźnie poprawiły swoje dotychczasowe rekordy.


***
   Czas na krótkie roztrenowanie. Biegałem praktycznie non-stop od grudnia zeszłego roku. Trzeba dać odpocząć organizmowi i zaleczyć wszystkie mikrourazy. Nic poważnego na szczęście się nie przypałętało, ale nogi i płuca muszą czasem odsapnąć. Równie istotny jest też reset dla głowy, by zapomnieć na jakiś czas o bieganiu, poczuć jego głód na nowo i z wielką ochotą ruszyć do kolejnych przygotowań. Startem docelowym w II części sezonu jest październikowy maraton w Monachium. Jak pisałem już jakiś czas temu, wydaje mi się że jestem typem biegacza, który nie potrzebuje specjalnie długich przygotowań i stosunkowo szybko wchodzi na wysokie obroty. W poprzednim cyklu pod łódzki maraton poświęciłem aż 4,5 miesiąca na solidne treningi. Szczyt formy wypadł u mnie na początku marca, jeszcze przed połówką w Pabianicach (gdzie i tak zrobiłem świetną życiówkę, dalej już było tylko gorzej). Dlatego też wymyśliłem sobie skrócenie kolejnego cyklu do 2,5 miesiąca (co ma również związek z trekkingowym urlopem w Dolomitach w 2poł. lipca) Czy nie za krótko przekonam się 12. października na Stadionie Olimpijskim na mecie w Monachium.


piątek, 13 czerwca 2014

Tydzień startowy przed Wrocławiem: 9-13.06

pn 9.06 - Nie umiałem się zdecydować jaki akcent dziś zrobić pod sobotnią superkompensację. Skarżyński zaleca 8-10 x 1km 5-10s szybciej od TS21. Sam z reguły latałem II zakres. Oba treningi ze względu na upał byłyby jednak dziś za bardzo eksploatujące. Dlatego wykonałem eksperymentalny trening ze stajni Leonida Shetsova - tzw. włączenia na podmęczonych już nogach.
10,2km OWB1 [4:19/km] + 1,5km [3:30] + 1,5km [4:40] + 1km [3:18] + 0,9km truchtu [5:05] 
Naprawdę fajnie to weszło. Długość włączeń wyniknęła z możliwości miejskiej trasy - akurat tak mi podpasowało. Koniec drugiego włączenia wypadł ... przy budce z chińskim, gdzie wyłapał mnie kolega Szakal i poratował łykiem zimnej herbaty. Razem z dotruchtaniem do domu wyszło mi 15,2km.

wt 10.06 - Coś mnie ostatnie lekko ćmi lewe kolano w okolicach rzepki, przy czym odczuwam to jedynie przy ... siedzeniu. Wystarczy wstać, przejść kilka kroków i samo przechodzi. Najwyraźniej nie służy mi siedzący tryb pracy. Na rozbieganie wolałem jednak podjechać do lasu by polatać po miękkim. Razem z kolegą Szakalem zrobiliśmy przeszło 15kilometrowy kros - naprawdę musiałem zaciągać hamulec by nie lecieć poniżej 4.30/km - po lesie w tygodniu startowym w dodatku, w ramach rozbiegania to tak nie bardzo...

śr 11.06 - Dziś ostatni akcencik przed Wrocławiem. Wybrałem miękki tartan na stadionie na Stokach i pobrykaliśmy co nieco z drugim Szakalem. Specjalnie na tą okoliczność ubrałem startówki Adios2 (to te co Haile G. w nich śmigał po WR)
6km OWB1 [4:34] + 10x200 po 35s p200 (62-57s)
Pełen komfort, luz blues. Razem w wystudzeniem wyszło 13,5km. Kurcze, żebym tylko nie przedobrzył przed tą połówką :P

czw 12.06 - wolne (planowane)

pt 13.06 - Pora na delikatny rozruch.Po 7 kilometrach rozbiegania na ostrym hamulcu dołożyłem 3 spokojne rytmy ok 130m na delikatnym podbiegu. Jutro start :)

niedziela, 8 czerwca 2014

Bilans tygodnia 2-8.06

pn 2.06 - cały dzień deszczowy.. Wieczorem podjechałem na siłownię pokatować trochę bieżnię podbiegami. Nie miałem ochoty moknąć.
5km OWB1 + 10x200pg [3.30/km, 5%] p200 [6.00/km, 0%]
Trening jak widać ekspresowy, razem z wystudzeniem wyszło zaledwie 10,2km.

wt 3.06 - zaraz po pracy poleciałem na Zdrowie na II zakres. Wciąż bardzo przyjemne warunki do śmigania - chłodno i niemal bezwietrznie.
13km BC2 [3:50] śr 159,5bpm 
W końcu coś zaskoczyło, parametry jak za dawnych marcowych czasów. Oddechowo było pod pełną kontrolą, mięśniowo ostatnie 2 kilometry musiałem mocniej pocisnąć, ale mimo wszystko zakres zrobiony został z olbrzymią rezerwą.

śr 4.06 -  Dziś tylko rozbieganie: na Zdrowie, tam małe co nieco i z powrotem - razem bardzo spokojne 15,4km po 4:49/km. 

czw 5.06 - Wrocław zbliża się nieubłaganie. Dziś chyba kluczowy trening dla tego startu. By mieć lepszą kontrolę tempa podbiegłem na pobliski tartanowy stadion AZS. Pierwotnie chciałem polatać późnym wieczorem (w porze zbliżonej do startu połówki we Wrocławiu - g.21), ale prognozowali ulewne deszcze i trening zrobiłem zaraz po pracy.
3x3km WT [3:30] p600m
Skłamałbym pisząc, że trening był łatwy i przyjemny. Życzeniowa prędkość przelotowa przy +25stC jest nieco wymagająca. Półmaraton w Pabianicach przy śr tempie 3:31 przebiegłem w całości na większym luzie, niż końcówkę dzisiejszego treningu, na której biegła już sama głowa, bo płuca miały dosyć. Średnie pulsy na trójkach wyniosły 164, 174 i 178bpm, a maksymalny zarejestrowany puls to aż 187bpm! Może jednak mój max sięga 200, trzeba będzie się przekonać w lipcu.

pt 6.06 - wolne

sb 7.06 - Dawno tak dobrze nie spałem, ponad 8 godzin :) Podjechałem pod Zdrowie i po 40minutowej rozgrzewce ruszyłem na swoje odcinki
6,2km OWB1 [4:32] + 10x400 (po 74s) p1`
Biegało się bardzo przyjemnie, zaledwie minutowa przerwa przy względnie wysokich prędkościach w zupełności wystarczała na uspokojenie oddechu. Z wydolnością jest naprawdę dobrze.

ndz 8.06 - Rano pojechaliśmy do Mirowa, część ekipy na skałki, a ja na ciekawsze rozbieganie po okolicy. Wyszło 18,4km po mocno zróżnicowanym terenie.

Razem: 95 km (6dni)

niedziela, 1 czerwca 2014

Bilans tygodnia 26.05-01.06

pn 26.05 - Na treningu towarzyszyła mi w swoje święto mama! Wskoczyła na rower i umilała czas; pokręciliśmy się na podłódzkiej spokojnej drodze asfaltowej i po 40` rozgrzewce wrzuciłem na ruszt rytmy w zabawie biegowej. Razem wyszło równe 14km (po dokręceniu brakujących 30m przed furtką :P).
8km OWB1 + MZB 10x30/60
A w nagrodę za dobrze wykonany trening załapałem się na przepyszne truskawki!

wt 27.05 - Podjechaliśmy z kolegą Szakalem do Arturówka pohasać trochę żwawiej na krosowej pętli. Pomruki krążącej burzy były lekko niepokojące, ale nigdzie głęboko w las nie chcieliśmy się zapuszczać
OWB2 kros: 8km + 4km [4:04/km] p2`, śr pulsy 157 i 159bpm
Ostatnią pętlę zrobiłem już solo łzawiąc i krzywiąc się od spływającego do oczu w rzęsistym deszczu potu (zapomniałem czapki z daszkiem na te okoliczności). Razem wyszło 16,4km.

śr 28.05 - Miało być spokojnie, ale nogi bardzo przyjemnie kręciły (w końcu przyjemnie chłodno). Wyszły 4 duże pętle wokół Zdrowia, co z dobiegiem w obie strony dało 20,4km w średnim tempie 4:37/km, czyli jak dla mnie OWB1

czw 29.05 - Dziś w planach akcent szybkościowy.  Po 6km rozgrzewki [4:36/km] i krótkiej GR stanąłem na "zerze" przy asfaltowej uliczce przy Zdrowiu.
2x(6x400) p400, ps900; po 73s
Dawno na takim luzie nie latałem 400ek - przyszła jakaś niespodziewana kompensacja, a może to zasługa przyjemnego chłodu (włożyłem dziś buffa na głowę i ubrałem rękawiczki). Razem wyszło 20,8km - nareszcie jakiś konkretny kilometraż zacząłem robić i dużo lepiej się z tym czuję :)

pt 30.05 - Strasznie napięty plan dziś miałem; urwałem się z pracy wcześniej by zdążyć pobiegać chociaż symboliczną godzinę - wyszło 12,5km rozbiegania po 4.46/km. Po prysznicu zaraz musiałem pędzić po odbiór nagrody za Piotrkowską (samochód na weekend z pełnym bakiem) - korki w jedną stronę, korki z powrotem, a po powrocie ekspresowy obiad dla żony, która zaraz wracała z zielonej szkoły.

sb 31.05 - W tydzień po ostatniej dyszce można w końcu bezpiecznie porobić WT. Przyjąłem za wskazane tempo odrobinę wolniejsze od życzeniowego na wrocławski półmaraton (chciałbym tam utrzymać 3.30/km na wynik poniżej 74minut).
5x2km WT [3:33/km] p. 3` (w tym 30s stania)
Trening wykonałem w parku na Zdrowiu na odmierzonym odcinku. Trochę wiało, trochę zakrętów i idealnie płasko tam nie jest - warunki bardziej zbliżone do tras biegów ulicznych.

ndz 01.06 - Na weekend do Kazimierza Dolnego wyjechaliśmy dopiero w sb po obiedzie. Niestety wcześniej ze względu na obowiązki szkolne Beaty nie daliśmy rady.. Po średnio przespanej nocy strasznie niechętnie wyszedłem polatać po okolicy. Miałem zaplanowaną ciekawą pętlę przeszło 20km, ale wolałem skrócić, a chociaż pół godziny dłużej pospać. Pohasałem bulwarem wiślanym w tą i nazad, pokręciłem się po okolicy i wyszło 13km szybszego rozbiegania.

Razem: 114 km
***

Bilans maja: 427km (29dni), średnio 14,7km dziennie czyli bardzo przyzwoicie

3 starty:
  • Jeleniogórska "10" - 9,55km po 3.24/km
  • Konstantynów 5 po 3.20/km
  • Piotrkowska 10 po 3:29/km