niedziela, 15 czerwca 2014

Nocna połówka - wrocLOVE

 2. Nocny Wrocław Półmaraton


 
   Czując niedosyt po kwietniowym maratonie w Łodzi przewertowałem kalendarz biegów i wypatrzyłem Wrocław. Połówka - mój ulubiony dystans, nocą - będzie chłodniej, termin 3tygodnie po Piotrkowskiej - będzie czas żeby i wypocząć i zrobić kilka treningów wytrzymałościowych. Dlaczego ja tak rzadko biegam te połówki? Przecież to mój ulubiony typ wysiłku, rodzaj zmęczenia, najwartościowsze wyniki mam właśnie z tego dystansu.. Chyba w przyszłym roku muszę ich więcej poplanować, bo teraz jesienią wiem, że raczej będzie tylko jedna poważna - w Tarczynie.
   Na wyjazd udało mi się namówić troje Szakali, przy czym nasza Królowa Monika Kaczmarek do Wrocławia wybrała się wcześniej na cały weekend. Ja z drugą Moniką wyjechaliśmy z Łodzi po 15 i po drodze zgarnęliśmy z Pabianic Andrzeja i z Bełchatowa nieszakalicę Kasię. Ekspresowa ósemka mocno skraca czas dojazdu na Dolny Śląsk i w Sudety, ale niestety wciąż brakuje 80km na terenie woj. łódzkiego. (Za miesiąc planują oddać krótki odcinek do Łasku, w listopadzie z Sieradza do Wielunia i wg zapowiedzi ostatni fragment Łask-Sieradz w marcu 2015r. - pożyjemy, zobaczymy) Na miejsce dotarliśmy o 19 - dwie godziny przed startem. Biuro zawodów mieściło się przy Stadionie Olimpijskim we wschodniej części miasta.
   Po przelotnych gradowych ulewach, ochłodziło się pod wieczór i było bardzo przyjemne 10stC. Tuż przed startem lekko zaczął siąpić deszczyk. Wiatr był niemal nieodczuwalny - prawie wymarzone warunki do szybkiego biegania. Mimo braku niskiego numeru startowego udało się bezproblemowo stanąć we właściwym dla mnie sektorze - jakieś 2metry za czarnoskórą czołówką. Po krótkiej i nieuniknionej w ferworze walki przepychance na łokcie już po 100m udało mi się złapać swój rytm. Interesował mnie tempomat ustawiony na 3.30/km. Pierwsze 3kilometry biegłem w 3-4osobowej grupce, dalej zostaliśmy we dwóch z Szymonem Juraszkiem z Wrocława, który miał rowerowy support na całej trasie. Chłop wyższy ode mnie o głowę, biegł bardzo swobodnie, pozwoliłem sobie biec w jego cieniu aerodynamicznym przez dobry kwadrans. Gdzieś koło 7km wyszedłem na zmianę i lekko uciekłem mu koło 13km. Tempo cały czas oscylowało w okolicach 3.30. Międzyczasy po drodze: 5km w 17:32, 10km w 35:06, 15km w 52:41 (nieoficjalne PB). Było naprawdę nieźle do 19km. Tak przy okazji przefrunąłem przez Tomka Sobczyka z Wrocławia, który najwyraźniej przeforsował początkowe tempo. I właśnie na 2km przed metą zakwaszenie mięśni nieoczekiwanie znacznie wzrosło. Oddechowo było super, mięśnie zmusiły mnie do lekkiego spowolnienia. Sobczyk się zrewanżował i teraz on pokazowo minął mnie z prędkością światła, aby po 200m machnąć ręką, zwolnić i krzyknąć "wyprzedzaj jak chcesz" (???!!!) i po kolejnych 300 być już przede mną. Strasznie rwał tempo i mnie pilnował, co moment kontrolował przewagę oglądając się przez ramię. Na metę wbiegł 3 sekundy przede mną.

   Po ubiegłorocznej klapie (policja nie zezwoliła na start z powodu źle zabezpieczonej trasy) nikt nie wyobrażał sobie by kolejny raz coś miało nie wyjść. Tymczasem ostatnie 2 tygodnie we Wrocławiu to była walka z kolidującymi ze sobą niezsynchronizowanymi imprezami. Z tego co słychać było w mediach do ponownej kompromitacji cudem jednak nie doszło. Na bieg zapisało się ponad 5tysięcy biegaczy. Jak spiker wielokrotnie podkreślał była to najliczniejsza impreza biegowa w historii miasta. Zgodnie z Regulaminem aż 100 miejsc miało przypaść elicie biegu, a wśród niej winny się znaleźć m.in. osoby zaproszone przez Organizatora, przedstawiciele sponsorów oraz osoby legitymujące się najlepszymi wynikami w okresie ostatnich 2 lat. Wiadomo, że w takiej imprezie masowej moment startu i ewentualne źle dobrana bądź narzucona strefa startowa dla kogoś, kto traktuje zawody w sposób sportowy, ma olbrzymie znaczenie dla końcowego czasu. Na początku maja (1,5 miesiąca przed biegiem) wystosowałem więc list drogą elektroniczną do Organizatora z prośbą o zapewnienie mi niskiego numeru startowego. Podparłem go moimi wynikami wraz z odnośnikami do oficjalnych źródeł. Nie doczekawszy się odpowiedzi po 3 tygodniach ponowiłem swoją prośbę. Znów nie było odzewu, a niskich numerów startowych przybywało. Na 4 dni przed biegiem list przesłałem do wskazanej mi grzecznościowo przez znajomego persony z Organizacji, która błyskawicznie odpisała mi, że jest już za późno bo wszystkie numery zostały wydrukowane. Drodzy Organizatorzy: w przyszłym roku odpisujcie na maile przesyłane na jedyny udostępniany oficjalny adres, bądź zmieńcie zapis Regulaminu mówiący w wynikach sportowych zapewniających komfortowy start. Finalnie okazało się, że do strefy elity mógł wejść absolutnie każdy i w żaden sposób nie było do kontrolowane. To tyle w sprawie dla wielu błahej, dla mnie jednak istotnej.
   Parking, biuro zawodów, szatnie, depozyt, toalety przygotowane były wzorowo. Trasa oznaczona była idealnie. Znaczniki kilometrów z pojedynczymi wyjątkami niemal precyzyjnie. Dodatkowo wyznaczono półmetek, co na dystansie półmaratonu zdarzyło mi się pierwszy raz. Po biegu i ciepłym prysznicu w czystej szatni chciałem zjeść posiłek, jednak w hali zamknięto już biuro zawodów, a nikt z wolontariuszy nie wiedział gdzie wydają zupy za talony z pakietu startowego. Okazało się, że trzeba było w tym celu wrócić na pergolę Stadionu Olimpijskiego do strefy mety. Pergola ta, jest jednak zdecydowanie za małym miejscem na zgromadzenie wszystkich uczestników biegu, często z rodzinami, bądź znajomymi. Po przeciągniętej dekoracji w licznych kategoriach nieśpieszno przystąpiono do losowania atrakcyjnych nagród rzeczowych (20 tabletów i samochód osobowy). Kompletnie nieprzemyślany Regulamin nakazywał by wylosowane nazwiska biegaczy wyczytywać pojedynczo i dawać każdemu szczęśliwcowi 90sekund czasu na zgłoszenie się na scenę. W rezultacie, przy już opóźnionej porze startu loterii, trzeba było blisko 2 godzin by spośród chyba 100 wyczytywanych osób, doczekać się na szczęśliwe 21. Nie trzeba być geniuszem by zauważyć, że sprawniej by to poszło w sytuacji wyczytania wszystkich nazwisk, odczekaniu przykładowo nawet 5 minut i przeprowadzenia 2-3 dogrywek na identycznych zasadach. I tak to przeszła nam koło nosa okazja nocnego pobrykania po wrocławskiej starówce i dopiero koło 3 rozgoryczeni, zmarznięci, głodni i zmęczeni poczłapaliśmy do auta. W domu byłem po godzinie 7 – wyczerpany, ale szczęśliwy.



czas 1:14:15 PB
miejsce 22/4973, 7kat M-30, 9. Polak
drużynowo Szakale Bałut w 3osobowym zespole zajęły wysokie 5. miejsce (Andrzej Pietrzak 1:17:37 PB, Monika Kaczmarek 1:27:19)
Druga szakalica Monika oraz towarzysząca nam Kasia wyraźnie poprawiły swoje dotychczasowe rekordy.


***
   Czas na krótkie roztrenowanie. Biegałem praktycznie non-stop od grudnia zeszłego roku. Trzeba dać odpocząć organizmowi i zaleczyć wszystkie mikrourazy. Nic poważnego na szczęście się nie przypałętało, ale nogi i płuca muszą czasem odsapnąć. Równie istotny jest też reset dla głowy, by zapomnieć na jakiś czas o bieganiu, poczuć jego głód na nowo i z wielką ochotą ruszyć do kolejnych przygotowań. Startem docelowym w II części sezonu jest październikowy maraton w Monachium. Jak pisałem już jakiś czas temu, wydaje mi się że jestem typem biegacza, który nie potrzebuje specjalnie długich przygotowań i stosunkowo szybko wchodzi na wysokie obroty. W poprzednim cyklu pod łódzki maraton poświęciłem aż 4,5 miesiąca na solidne treningi. Szczyt formy wypadł u mnie na początku marca, jeszcze przed połówką w Pabianicach (gdzie i tak zrobiłem świetną życiówkę, dalej już było tylko gorzej). Dlatego też wymyśliłem sobie skrócenie kolejnego cyklu do 2,5 miesiąca (co ma również związek z trekkingowym urlopem w Dolomitach w 2poł. lipca) Czy nie za krótko przekonam się 12. października na Stadionie Olimpijskim na mecie w Monachium.


2 komentarze:

  1. gratulacje, wynik robi wrażenie
    - w życiu nie byłem w takiej dyspozycji na HM.

    tak się zastanawiam, czy języczkiem u wagi w materii 'najwartościowszego PB' (ulubionego dystansu) nie jest aby fakt wielokrotnego powtarzania wysiłków o podobnym dystansie/czasie trwania.
    sporo biegasz tych 16-20km w treningu, prawda?

    zdrówko

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzięki. Żongluję różnorakimi bodźcami, są przecież i spokojne rozbiegania i zakresy i tempo i szybkość i siła biegowa. Fakt, że zajmuje to z reguły niespełna 20km wynika z przyjętej objętości kilometrowej i dni treningów w tygodniu. Nie sądzisz chyba, że chcąc mieć wartościowsze wyniki na 10km nie powinienem przekraczać w jednostce 10-12km, a tym bardziej chcąc wreszcie zrobić wartościowy wynik w maratonie latać jednorazowo (czy nawet dziennie w dwóch jednostkach) objętość 35-40km. Z kalkulatorów biegowych wynika, że z taką połówką dychę powinienem latać poniżej 33.30 - ok możliwe, ale tylko pod warunkiem treningu ukierunkowanego pod 10k. Nie jestem zwolennikiem uniwersalnego treningu i pod 10k i pod M. Odkąd zasmakowałem maratonu stał się on dla mnie priorytetem. Mam nadzieję, że przy obecnie planowanym skróceniu cyklu pod start październikowy wreszcie uda mi się pobiec na miarę swoich możliwości. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń