Przed miesiącem, po przedostatnim biegu w pucharowym cyklu,
w czołówce klasyfikacji zrobiło się arcyciekawie. Na końcowe zwycięstwo szanse
mieliśmy we trzech – Tomek Owczarek, Michał Stawski i ja. Właściwie ciężko było
wskazać faworyta. Tomek w przepięknym stylu zdecydowanie zwyciężył na 21km,
Michał ze swoimi piorunującymi końcówkami zawsze jest groźny o ile utrzyma
wcześniejsze tempo, a ja broniłem tytułu sprzed roku i we wszystkich swoich
biegach plasowałem się w czołowej trójce. Smaku pucharowego zwycięstwa w tej
edycji jednak jeszcze nie poczułem. Końcowym zwycięzcą cyklu mógł być tylko
jeden z nas – ten który wygra w bezpośrednim pojedynku w ostatnim biegu cyklu.
Linia startu z nieznanych mi powodów została tym razem nieco
przesunięta, co muszę przyznać wywołało u mnie spory niepokój, gdy minutę przed
początkiem wyścigu podchodziłem w okolice startu. Przestraszyłem się, że
zegarek mi się późni i już ruszyli. Szczęśliwie mój chronometr działał jeszcze
wówczas bez zarzutu – jeszcze, bo już w trakcie zawodów nieoczekiwanie spłatał
mi psikusa, ale o tym potem. Z Tomkiem Owczarkiem przywitałem się jeszcze przed
rozgrzewką, na linii startu uścisnąłem prawicę Michałowi oraz Krzyśkowi
Pietrzykowi, który nieoczekiwanie pojawił się dzisiaj, jednak z zamiarem biegu
jedynie treningowego. Podkreślił nawet „nie chcę wam przeszkadzać” :) Również treningowo
miał dziś pobiec Tomek Kunikowski. Zamiary zamiarami, jednak podczas rywalizacji
różnie to wychodzi – bieg miał mocną obsadę.
Tak oczekując końcowego odliczania i wystrzału startowego wciąż
na dobrą sprawę nie wiedziałem jaką obrać taktykę. Miałem w głowie kilka
możliwych scenariuszy i z niecierpliwością czekałem na rozwój wydarzeń.
Ruszyliśmy chwilę po godzinie 10 i od samego początku wziąłem ciężar dyktowania
tempa na siebie.
Ruszyliśmy - autor: Foto Doktorek |
Przed rokiem otwarcie było niemal spacerowe i w większej
grupie biegliśmy po 4/km, tym razem było sporo szybciej, bo poniżej 3:45/km.
Kątem oka widziałem Tomka Owczarka, a za plecami słyszałem Michała. Dość szybko
go zacząłem słyszeć, dziś nie miał jednak swojego dnia i tempo okazało się za
mocne dla niego – odpuścił już na samym początku…
Pierwsze koło (ok 5,23km) zamknęliśmy
z Tomkiem po 19:07 (3:40/km) i wypracowaliśmy sobie wielką przewagę (ponad
minutę!) Na siódmym kilometrze Tomek mocniej szarpnął, wyszedł przede mnie, tym
razem to ja „skleiłem” mu plecy i z niepokojem czekałem na dalszy rozwój
wydarzeń.
Końcówka 2.okrążenia - autor: Foto Doktorek |
Czas drugiego okrążenia wyniósł 18:57 (3:38/km). Naprawdę mocno jak
na ten etap ponad 26-cio kilometrowego biegu po lesie. Nasza przewaga wzrosła do
2,5minuty i stało się jasne, że tylko jakiś kataklizm pozwoliłby komuś nas
dogonić. Pruliśmy jak w transie wciąż powiększając przewagę nad resztą stawki.
Od 10,5km ponownie to ja byłem na prowadzeniu, bo Tomek zwolnił na moment by
przejąć butelkę z izotonikiem od swoich ludzi. Na ostatnim kole pewnie bym wówczas
szarpnął by spróbować mu uciec, zwłaszcza że był lekki podbieg, ale na to było
zdecydowanie za wcześnie. Już zaraz „siadł mi na kole” i tak siedział na nim
właściwie niemal do samego końca. Trzecia pętla stuknęła po 19:09 (3:41/km),
jednak gdy chciałem spojrzeć na zegarek tempa już nie odczytałem bo ten …
wyłączył się. Pozostało mi do końca biegu bazować jedynie na samopoczuciu i
intuicji. Sytuacja się nie zmieniała, biegło się względnie komfortowo,
trzymałem takie tempo by zachować jak najwięcej sił na finisz.
Tempomat :) - autor: Foto Doktorek |
Za 18km
sięgnąłem do kieszonki po żel energetyczny, bardziej z rozsądku niż za potrzebą
– dobre naładowanie węglowodanami zawczasu to niezmiernie ważna składowa
końcowego sukcesu. Przedostatnie okrążenie było już wyraźnie wolniejsze – 19:30,
co oznaczało spadek tempa do 3:45/km. Gdy zaczynaliśmy ostatnią pętlę na
świetny pomysł wpadł kręcący się nieopodal rowerzysta, który zdecydował się nam
„taranować” drogę, bo prosić dublowanych biegaczy o ustąpienie nam miejsca.
Zdecydowanie ułatwiło nam to bieg na końcowym okrążeniu i z tego miejsca
kieruję mu raz jeszcze podziękowania. Po oddechu Tomka wnioskowałem, że mocno
osłabł i zastanawiałem się na ile jest to przykrywka, a na ile rzeczywisty stan
rzeczy. Zaryzykowałem, że jednak nie udaje i nie zdecydowałem się na długi
finisz, co rozważałem wcześniej, a dopiero niespełna 600m przed metą na
ostatniej prostej mocno szarpnąłem i co rusz oglądałem się do tyłu.
Końcóweczka - autor: Ilona J.-Gronek |
Szybko rywala
zgubiłem, jednak nie miałem 100% pewności czy nie zlał mi się w jednej z grup
dublowanych zawodników, także nie zwalniałem i wpadłem niemal sprintem na metę –
aż 16 sekund przed Tomkiem i ponad 5,5minuty za trzecim dzisiaj Michałem …
Adamkiewiczem.
Upragniony triumf :) - autor: Beata Oleksiewicz |
Oba Michały (również wspominany przeze mnie M.Stawski) będą
biegły łódzki maraton i naprawdę ciekawi mnie, który okaże się mocniejszy.
Michał Adamkiewicz w ostatnich miesiącach wykonał fenomenalny postęp i jeśli
zachowa tendencję już niedługo może zacząć rozdawać karty w biegach w Regionie Łódzkim,
czego mu bardzo życzę, bo sympatyczny człek z niego :)
Chwila sławy, w tle znajome Sowy i samozwańczy rowerowy "taran" - autor: Foto Doktorek |
Najwierniejsi wczoraj kibice - żona z Sowami :) - autor: Foto Doktorek |
Jak dobrze że już koniec - autor: Foto Doktorek |
Pro forma, czas ostatniego
okrążenia wyniósł 19:06 (3:40/km).
- Maurycy Oleksiewicz 1:35:47
- Tomasz Owczarek 1:36:03 (+0:16)
- Michał Adamkiewicz 1:41:23 (+5:36)
- Michał Stawski 1:42:22 (+6:35)
- Tomasz Kunikowski 1:42:56 (+7:09)
- Robert Jasion 1:43:29 (+7:42)
Końcowa klasyfikacja Pucharu Maratonu 2015/2016:
- Maurycy Oleksiewicz 320
- Tomasz Owczarek 300
- Michał Stawski 280
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz