Gdy w listopadzie dowiedziałem się o zimowej edycji górskich zawodów w Kamieńsku od razu wiedziałem, że muszę tam pobiec. Decyzja była spontaniczna i błyskawiczna, a dopiero później sprawdziłem w kalendarzu biegów, że nazajutrz wypada jeden z etapów ... Pucharu Maratonu (21km). Po kilku tygodniach dywagacji postanowiłem zrobić ... oba starty :) Ponad 50 mocnych kilometrów w 26godzin - szaleństwo, ale zarazem genialna imitacja zmęczenia w końcówce maratonów, zwłaszcza tego górskiego który czeka mnie już na początku lipca. Kamieńsk jako treningowa miejscówka kusił mnie od dawna. W grudniu w kilka osób wybraliśmy się tam z Łodzi na mocniejsze brykanie i zrozumiałem czemu ta sztuczna góra jest tak lubiana przez górali z Polski środkowej. Znajdziemy tak podbiegi długie, łatwe i wymagające, twarde i krosowe, często błotniste - klimat miejsca pozwala zapomnieć, że to zaledwie 60km od Łodzi.
Profil lutowych zawodów zapowiadał się interesująco. Już na samym
początku trasa kroczy stromym torem MTB w stronę górnej stacji wyciągu,
by już zaraz powracać w dół stokiem narciarskim. Kolejne niecałe 1,5km
jest zaskakująco płaskie, aż nudne :) Ale na szczęście już zaraz
ponownie wznosi się w górę, tym razem już łagodniej niż na początku i
już zaraz jest znany doskonale zbieg po stoku narciarskim (kto
przeszarżuje za pierwszym razem, za drugim pobiegnie już na hamulcu). Tu
kończy się mała 6km pętla, która okazała się być dodatkowym dystansem
dla początkujących górali, a tych już bardziej doświadczonych czeka
ponad 24km wymagającego biegania. Przed 12km zaczyna się 4km podbieg!
Nie jest może za stromy, ale siły z pewnością należy rozłożyć z głową.
Druga połowa trasy jest łatwiejsza, jednak trzeba pamiętać, że nogi będą
już solidnie podmęczone dotychczasowym dystansem i ciągłymi zmianami
nachylenia. W samej końcówce czując już nosem metę należy ostatni raz
... wbiec/wejść/wczołgać się na górną stację wyciągu, tym razem
brzozowym laskiem i po osiągnięciu kulminacji można grawitacyjnie
rozpocząć ostatni stromy zbieg do mety po stoku narciarskim. Wow! Mega
piekielne wyzwanie, szalenie trudna trasa - nic tylko się z nią zmierzyć
:)
Przed startem temperatura nie przekraczała 3-4stC, było pochmurno i lekko wiało. Obowiązkowym wyposażaniem na 30ce był bidon lub bukłak w plecaku, folia NRC i naładowany telefon komórkowy. Niby dodatkowy balast do wtargania ponad 600m w górę, ale dobrze dopasowany plecak nie krępuje ruchów i jego masa jest niemal nieodczuwalna. Po prezentacji ambasadorów i faworytów Biegu ruszyliśmy bardzo niemrawo. Na torze kolarskim truchtałem na 4.pozycji i tuż przed końcem podbiegu wysunąłem się na 2.lokatę. Zaraz na początku zbiegu wyszedłem na prowadzenie i stan ten utrzymywał się bardzo długo. Pierwszy raz linię mety po niespełna
2km przekraczałem na pozycji lidera.
Końcówka pierwszego zbiegu po stoku narciarskim, ok 1.6km |
Bardzo przyjemne uczucie gdy
spiker wymienia Cię z nazwiska, przybijasz z nim piątaka i grzejesz
dalej. Tuż za mną biegł Krzysiek Pietrzyk – stary wyjadacz
biegów górskich, uczestnik wielu imprez rangi mistrzowskiej na
podwórku krajowym i międzynarodowym. Cały czas dyktowałem sobie
swoje tempo, biegłem na granicy komfortu tak by nie zakwaszać
mięśni.
6.km trasy, drugi raz przebiegamy przez linię mety |
Około 10km Krzysiek w końcu postanowił się przywitać
:) zrównał się ze mną i chwilę pogadaliśmy. Czułem się bardzo
mocno i na podbiegach cały czas aktywnie pracowałem uciekając
koledze na 10-20m, ale ten już zaraz był tuż za mną. Gdy trasa
biegu ostro zakręcała miałem ogląd na to gdzie znajduje się
grupa pościgowa, ale był tam tylko osamotniony Artur Kamiński,
jakieś 100m za nami. Czterokilometrowy podbieg za 12km zniosłem
zaskakująco dobrze, ale konieczność pokonania hałdy kopnego
piachu tuż za wypłaszczeniem nie była przyjemnym uczuciem.
Już
zaraz na krzyżówce pierwszy i jedyny raz podczas tego biegu nie
wiedziałem w którą stronę pędzić dalej. Zabrakło mi tam
jednoznacznego oznakowania, na szczęście stając na moment w
miejscu dostrzegłem w oddali bufet po prawej stronie i w jego
kierunku pobiegłem. Przed 19km odbiliśmy w polną nieprzyjemną
drogę z grząskim piachem, łagodnie wznoszącą się do góry.
Tempo 4:30/km na tym odcinku to było wszystko na co mnie było stać.
Już po kilku minutach Krzysiek z łatwością mnie doszedł, a od
22km zaczął się powoli, ale sukcesywnie oddalać. Pogodziłem się
z tym faktem, a na domiar złego zaczęła mną szarpać ostra kolka.
Oddech się spłycił, nie dotleniałem dostatecznie mięśni i ich
ostre zakwaszenie było tylko kwestią czasu. Po 2km z łatwością
minął mnie Artur, ale bardzo koleżeńsko wypytał czy wszystko w
porządku. Cóż, za tęgiej miny nie miałem, ale zmotywowałem go
do spokojnej gonitwy za Krzyśkiem. Odcinek między 25 a 29km był
koszmarny, biegłem już na bardzo ciężkich nogach, wciąż
walczyłem z kolką i zastanawiałem się tylko jaką mam wyrobioną
przewagę nad goniącymi mnie rywalami. Wreszcie pojawił się nagle
przede mną wyczekiwany narciarski kompleks Góry Kamieńsk i została
mi już „tylko” ostatnia wspinaczka na górę i stromy zbieg do
mety. Ambicja tylko początkowo nakazywała mi cały czas podbiegać,
nawet na stromych odcinkach, ale w końcu wymiękłem i kilka razy
przechodziłem do marszu. Nerwowo oglądałem się do tyłu, ale
nikogo tam nie było. Gdy takim marszotruchtem docierałem już do
szczytu ujrzałem przed sobą idącego Krzyśka. Jego „postawiło”
jeszcze bardziej, a na domiar złego nie był w pełnej dyspozycji z
powodu przykrego urazu z którym zmaga się od dłuższego czasu. Nie
mogę powiedzieć że wyszarpałem to drugie miejsce, skorzystałem
jedynie z niemocy kolegi i bez większego zaangażowania wbiegłem na
metę na drugiej pozycji. Z dużą przewagą zawody wygrał Artur.
Jego obecna dyspozycja zapowiada mu świetną wiosnę z super
wynikami.
Nasza przewaga na mecie nad kolejnymi
biegaczami wyniosła ponad 8minut, ale dobrze że nie miałem tej
świadomości przed ostatnim podbiegiem, bo pewnie wówczas
pozwoliłbym sobie na wczołgiwanie, czyli na taki styl na jaki,
zważywszy na samopoczucie, miałem wówczas największą ochotę :)
- Artur Kamiński 2:12:21
- Maurycy Oleksiewicz 2:15:00
- Krzysztof Pietrzyk 2:15:11
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz