niedziela, 14 lutego 2016

Tydzień 15/24: 8-14.02

pn 8.02 - solanka 30`
Kiedy w niedzielę zaraz po biegu miałem olbrzymie trudności aby wejść po kilku schodkach, a wygramolenie się z auta było dość komiczne, zacząłem poważnie obawiać się jutra - wiedziałem, że będzie ... gorzej. Zaraz po pracy wskoczyłem na pół godziny do solanki. Przyniosło to jednak bardzo krótkotrwałą ulgę, ale jakiś tam efekt długofalowy na pewno miał przyjść.

wt 9.02 - 8km [5:14] + brzuchy 2x50 + drążek 2x5
Po schodach w górę opornie, ale jakoś szło. W dół nawet nie było takiej opcji. Mimo wszystko zagryzłem zęby, wzułem opaski kompresyjne na uda i w ten sposób stabilizując zmasakrowane mięśnie czworogłowe ud wypełzłem do parku na 6 niewielkich kółek (1,33km). Musiałem w truchcie pobudzić krążenie, tak by przyspieszyć regenerację. Po pierwszym kółku wykonanym w olbrzymim bólu tempem 5:45/km miałem ochotę się położyć, nawet w kałuży. Stopniowo jednak, z minuty na minutę nogi lekko "puszczały" i kolejne okrążenia były już okapinę bardziej komfortowe, a ja rozpędzałem się nawet do 5:00/km. Na ostatnim kółku ból jednak znowu zaczął się wzmagać, także koniecznym było zakończyć te męczarnie. W domu po serii brzuchów i drążka wykonałem naprzemienny prysznic na nogi zimną i gorącą wodą. Było to nawet lepsze od solanki, ale ponownie krótkotrwałe. Wieczorem wychodząc z psem udało mi się przodem pomału zejść po kilku schodach.

śr 10.02 - 14km [4:38] + sauna 2x10`
W końcu zrezygnowałem z windy w pracy i zszedłem całe 3 piętra w dół po schodach. Wciąż co nieco tam czułem, ale dało się iść. Na płaskim ból był już nawet niemal nieodczuwalny. Wiedziałem, że dziś już pobiegam trochę dłużej i szybciej. Już sam początek był lekko poniżej 5.00/km, dużo przyjemniej biegło się jednak ... pod górę, niż w dół. Zahaczyłem o niemal pusty deszczowy Arturówek. Rzadko mi się udaje tam zawitać w tygodniu, za rzadko - muszę częściej tam się pojawiać.. Wystarczyło zaczerpnąć rześkiego leśnego powietrza i udało mi się pierwszy raz od kilku dni zapomnieć o bólu. Zaczynam wierzyć w sylwoterapię :) Z każdym kilometrem się rozpędzałem, także średnia z całej 14ki wyszła już przyzwoita. Po 2 godzinach od powrotu z treningu podjechałem na dwie krótkie serie do sauny fińskiej.

czw 11.02 - 3x5km OWB2 [3:54] p2`; razem 22,5km
Miałem już ochotę na szybsze brykanie, jednak dłuższy bieg ciągły byłby nazbyt obciążający dla układu ruchu. Zdecydowałem się więc na krótsze odcinki i w trakcie planowałem zdecydować czy robię dwa czy trzy... Ze względu na wymiary pętli i chęć biegania w identycznych warunkach ukształtowania i wiatru, który dziś srogo dmuchał, były to piątki. Śmigałem od znacznika 1 do 6km z przerwą niecałych 400m w 2minuty, akurat na dobieg do kolejnego znacznika "1". Nie zakładałem żadnego tempa, po prostu ruszyłem i po 2km już wiedziałem że 3.55/km będzie optymalne. Średnie pulsy na kolejnych odcinkach wyniosły 154, 159 i 159bpm, a końcowy puls wyniósł 161oczek.

pt 12.02 - 13,5km BC1 [4:24] + brzuchy + drążek + stabilizacja
Nie miałem dziś potrzeby wykonywania spokojnego rozbiegania, ale mocnego akcentu też nie chciałem ryzykować. Rozgrzewkowo podbiegłem do Parku Ocalałych na miękkie alejki, gdzie podkręciłem tempo i równą godzinę pokręciłem się w kółko. Co 2-3minuty mijałem znajomą mi twarz, jednak nie udało mi się przypomnieć kim jest ów biegacz dziarsko sobie śmigający w przeciwną stronę pętli. Może jak to czytasz to się ujawnisz kolego :) ?

sb 13.02 - I: 10km biegu zmiennego 400/200 (śr 3:37/4:31)
Podjechałem na stadion przy łódzkiej Polibudzie na 200metrową bieżnię. Pomysłem na dzisiejszy trening były częste zmiany tempa z okołomaratońskiego na OWB1. Miało to na celu nauczenie się czucia właściwego tempa na krótkich odcinkach, częściowe utylizowanie kwasu mlekowego na przerwach niewypoczynkowych oraz wykonanie dobrego treningu wydolności tlenowej. Średnie tempo na dystansie 10km wyniosło 3:55/km, jednak trening taki, ze względu na ciągłe zmiany prędkości, męczy bardziej niż jednostajny bieg ciągły nawet szybszy o te 10s/km. Garmin zarejestrował mi średni puls na poziomie 160bpm, końcowy 166, a spadek po 1min całkiem niezły jak na taką jednostkę - do 119bpm.

II: 8km recovery [4:55]

ndz 14.02 - 25km wybiegania na krosie [4:18] śr 146bpm
Biegałem na 5km pętli w Lesie Łagiewnickim. Już jak zaczynałem nogi były nieco podmęczone, wiedziałem że będzie ciężko. Nie skusiłem się na bieg z narastającą prędkością, nie szalałem też z tempem, ot po prostu zafundowałem sobie blisko 2godzinną pracę w czystym tlenie na krosie, gdzie wspiąłem się dziś w sumie 180 metrów.

***
Razem: 110km


LEPIEJ BYĆ NIEDOTRENOWANYM, NIŻ PRZETRENOWANYM. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz