niedziela, 13 grudnia 2015

Puchar Maratonu Łódzkiego 10,4km - Arturówek

Długo zastanawiałem się czy podchodzić w tym sezonie do rywalizacji w pucharowej formule krosowych biegów w łódzkim Arturówku. Uwielbiam te trasy, ścigając się po lesie wyzwalają mi się dodatkowe pokłady adrenaliny i endorfin przy okazji. Pierwszy bieg na najkrótszym dystansie 5km odbył się podczas końcówki mojego roztrenowania i start z oczywistych względów był wykluczony. Aby zostać klasyfikowanym w cyklu należy ukończyć minimum 3 biegi (z pięciu), przy czym aż cztery najlepsze są brane do ogólnej punktacji. Przez minione 5tygodni pracowałem tylko na objętości i wszystko wykonywałem na spokojnych tlenowych prędkościach - dzisiejszy start mogłem potraktować jako mocne przetarcie przed kolejnym mezocyklem, w który planuję włożyć już biegi tempowe na progu zakwaszenia (danielsowskie tempo run, LT - intensywność godzinnego wysiłku). Hołubiony przeze mnie polski drugi zakres dalej będzie na tapecie i sukcesywnie będę zwiększał jego długości. Od świąt szykuje mi się 10dni wolnego i wielce prawdopodobne że skuszę się na "mini-obóz" w łódzkich tym razem warunkach, gdzie chciałbym pobrykać 2x dziennie.

Okej, do rzeczy - miało być o pucharze :)
Poranek przywitał mnie deszczem i silnym wiatrem. Standardowe śniadanie czyli kanapki z miodem + słodka kawa na 3godziny przed startem, rozgrzewka dłuższa niż zazwyczaj - ponad 4km we wciąż padającym deszczu i kilka rytmów, trochę gimnastyki, zrzuciłem mokre ciuchy i potruchtałem w stronę startu. Od samego początku biegliśmy 5osobową grupką: Michał Stawski, Tomek Owczarek, nieznana mi dwójka "stranieri" no i ja. Tempo dyktował Michał, tu nie było niespodzianki :) Trasa była dość kręta, pofałdowana, grząska i błotnista, co w zespół ze śliskimi liśćmi, korzeniami i kamieniami owocowało prędkościami dla mnie odpowiednimi na tym etapie przygotowań. Można powiedzieć, że bieg układał się po mojej myśli i tak razem w grupce sunęliśmy nieco poniżej 3.40/km.

Półmetek - źródło: Dziennik Łódzki

Pierwsze okrążenie z dwóch pokonaliśmy poniżej 19minut, na którymś zakręcie dostrzegłem że biegniemy już we czterech, tylko z jednym nieznajomym. Dokładnie na 9km zrównałem się z biegnącymi wówczas na przedzie Michałem i chłopakiem z Rawy Mazowieckiej i to wystatczyło by junior odpalił swoje dopalacze i wybił mi momentalnie z głowy jakiekolwiek myśli o zwycięstwie dzisiaj. Na mecie się dowiedziałem, że był to 19-letni Wojtek Sowik z wynikami z bieżni 1:54/800 i 8:43/3000 ... Nie miałem więcej pytań :) No dobra, zwycięzcę już wymieniłem, a my z Michałem i Tomkiem walczyliśmy o cenne punkty do klasyfikacji pucharowej. Nie miałem dziś włączonego autolapa, ale podejrzewam że biegliśmy nieco poniżej 3.20/km. Cały czas ja z przodu, kątem oka widziałem Tomka, nie miałem pojęcia co z Michałem, a odwrócić się ze zrozumiałych względów bałem na tej trasie. Na trzysta metrów przed metą Tomek wysunął się przede mnie i przyspieszył i tylko czekałem kiedy wyskoczy przede mnie kolejny mistrz końcówek, jednak Michał nie miał dziś swojego dnia. Dystans do mety topniał z każdym kolejnym susem, obydwaj oddychaliśmy już rękawami. Nie znam możliwości Tomka, bałem się jednak zwlekać z kontratakiem do ostatniej prostej i jeszcze przed wyjściem z lasu energicznie szarpnąłem, minąłem rywala, wyskoczyłem na asfalt, mało co nie wyleciałem z szerokiej na 5metrów drogi i sprintem ukończyłem ten bieg na niezłym 2gim miejscu.

źródło: Dziennik Łódzki


10,4km - 37:56 [3:39/km], miejsce 2

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz