wtorek, 11 listopada 2014

Bieg Niepodległości w Łodzi, 10km

autor: Maciej Stanik
Pakiet startowy odebrałem dzień wcześniej. Przeskakując przez tory kolejowe pod remontowaną kładką przy Srebrzyńskiej pomyślałem sobie "głupio byłoby się potknąć" - i po 2sekundach zahaczyłem o szynę i trzasnąłem kolanem w betonowe podkłady - zdolny jestem :) przez minutę wyłem z bólu i klnąłem jak szewc... po kolejnych trzech próba truchtu i na szczęście jakoś ruszyło. W domu chłodziłem lodem w sprayu i nazajutrz ból minął na szczęście niemal całkowicie.

Na zawody wyjechaliśmy z żoną 70minut  przed startem. Dziś był jej debiut na dychę :) Najwięcej do tej pory przebiegła 7 z hakiem. Po szybkich formalnościach rozgrzewka - przy dyszce musi być już konkretna, czekało mnie w końcu 10km na megawysokich obrotach.
Zaraz po starcie niczym z armaty wystrzeliło dwóch przyjezdnych z Bytomia: Damian Pasek i Kamil Bezner. Dalej uformowała się 5osobowa grupka, w której schowałem się na końcu. Biegłem ze znanymi w regionie łódzkim Krzyśkiem Pietrzykiem i Leszkiem Marcinkiewiczem oraz ze "stranieri" Wiktorem Kujawą z Gdańska i Adamem Niemytem z Poznania. Pierwszy kilometr piknął po 3.28, tak więc nieco wolniej od zakładanego tempa ale raz że było lekko pod górę, a dwa dobrze jest zacząć nieco spokojniej i wkręcać się stopniowo na wyższe prędkości. Krzysiek z Leszkiem podkręcili jednak tempo bardziej zdecydowanie i zostało nas trzech. Jeszcze przed półmetkiem Adam wyraźnie zwolnił i jak widzę w wynikach nie ukończył biegu. Wiktora urwałem zaraz za 5km (17.08) i wyszedłem na 5. miejsce. W zasięgu wzroku miałem całą czwórkę, ale strata była za duża by spróbować nawiązać walkę. Źle się biegnie samemu, strasznie szkoda że grupa mi się rozleciała. Na 6,5km minąłem snującego się w wyraźnym kryzysie Damiana - nie znam człowieka, ale możliwe że za szybko zaczął.. na takim poziomie nie mają prawa zdarzać się tak drastyczne odcięcia. Tak więc wysunąłem się na czwarte miejsce, prowadził Krzysiek przed Leszkiem i Kamilem - każdy na wydawać by się mogło niezagrożonej pozycji bo odstępy były dość znaczne. Do Kamila traciłem w najlepszym momencie 50m, ale jeszcze przed skrętem w Srebrzyńską (7,7km) odwrócił się, skontrolował swoją nade mną przewagę i lekko przyspieszył. Dla mnie jednak za mocno i już wiedziałem, że w najlepszym razie zostanę czwarty - sam się do tyłu nie oglądałem, bo dla mnie to oznaka słabości ;-) Tak szczerze to straciłem nieco rachubę na jaki czas biegnę i dopiero na 9km z wielkim rozczarowaniem wyliczyłem, że do życiówki to sporo mi dziś zabraknie... Trasa okazała się trudna technicznie, sporo zakrętów, nawrotek, a i liście na parkowej kostce nie ułatwiały mocnego biegu. Na kilkaset metrów przed metą Leszek stracił drugie miejsce na rzecz Kamila. Mnie pokonanie ostatniego kilometra zajęło 3.18 (i to bez specjalnego spinania), także chyba jednak obijałem się na trasie :)

1. Krzysiek 34:05
2. Kamil 34:35
3. Leszek 34:38
4. Maurycy 34:53
5. Damian 35:13
6. Wiktor 35:38
DNF - Adam

Za nami była już blisko 2 minutowa przepaść. Jak na atestowaną trasę, aż żal że te wyniki tak słabe... 

Po chwili oddechu i wypiciu 2 kubków wody ruszyłem trasą pod prąd na poszukiwanie żony :) Wybiegłem jej na przeciw koło 7,5km i potowarzyszyłem do samej mety. Beata ukończyła dystans w swoim debiucie w czasie 64 minut - jestem z niej naprawdę dumny :)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz