poniedziałek, 6 lipca 2015

Inwazja na Berlin - tydzień 5/17

Sztafetowy Maraton Szakala - foto: B.Oleksiewicz
Intensywna końcówka poprzedniego tygodnia, a zwłaszcza niedzielne mocniejsze wybieganie po kiepsko przespanej nocy i raptem kilku godzinach przerwy między startem a treningiem, wyssała ze mnie niemal całą energię. W poniedziałek byłem bez życia. W takie dni dobrze jest się umówić z kimś na trening i w ten sposób znaleźć w ogóle motywację do ruszenia się z domu. Wieczorem pobiegaliśmy z Maćkiem po Parku 3 Maja. Niewielu jest w Łodzi amatorów, którzy w tak profesjonalny sposób podchodzili by do swojego treningu. Kolega realizuje obecnie nieco zmodyfikowany plan Hansonów pod start w maratonie, który zaplanował sobie w Warszawie (w ten sam weekend co ja w Berlinie). Podczas przeszło godziny udeptywania parkowych alejek wymieniliśmy sporo ciekawych spostrzeżeń metodycznych, tym samym czas w miłym towarzystwie zleciał bardzo szybko. Grafik na dzień kolejny miałem nieco napięty i II zakres zmuszony byłem wykonać zaraz po pracy w parku pod swoim blokiem. Nie jest to dobra miejscówka do takich treningów, alejki ziemne, asfaltowe i betonowe, sporo nierówności, dziur i zakrętów i mnóstwo ludzi dookoła. W środę podjechałem z żoną do Arturówka, Beata miała zadanie rozbiegać weekendowe "zakwasy", a ja ruszyłem na leśne ścieżki na krótkie ale szybsze rozbieganie. Wolny biegowo czwartek nie próżnowałem wcale sportowo. Po 20minutowym wycisku podczas stabilizacji, podjechałem rowerem na basen i do sauny - za chiny ludowe nie potrafię siedzieć grzecznie na tyłku i nic nie robić. W piątek małe deja vu ze środy - odrobinę dłużej. Las okazał się idealnym rozwiązaniem na 1.dzień fali upałów. Z dnia na dzień było coraz goręcej, a mając w planach mocniejszą zabawę biegową (fartlek) trening sobotni rozpocząłem jeszcze przed 6 rano. Przyjemnie jest wrócić do domu przed 7.30 i mieć już odfajkowane bieganie :) Po obiedzie u rodziców wpadłem jeszcze na basen i na 2 krótkie serie do sauny. Na niedzielne wybieganie wstałem znowu wcześniej niż w tygodniu przed pracą, ale później nie miałbym ochoty na trening w takim żarze. I naprawdę bardzo współczułem (:P) startującym w Sztafetowym Maratonie Szakala, którzy od g10.30 krążyli wokół  jednego ze stawów. Przeszło 2godziny na nogach przy zabezpieczaniu trasy biegu mocno mnie wymęczyły, ale ciekawym doświadczeniem jest obserwowanie dziesiątek różnych stylów biegu, min i walki uczestników. Rzadko kiedy mam okazję przyjrzeć się otoczce zawodów z zewnątrz.

pn 29.06 - 14,5km [4:55]
wt 30.06 - 11km BC2 [3:52]
śr 1.07 - 10km las [4:19]
czw 2.07 - stabilizacja, rower 15km, basen 750m, sauna fińska 20`
pt 3.07 - 12km las [4:16]
sb 4.07 - ZB 3x(3-2-1`) p90s, ps4`, basen 250m, sauna czerwona 20`
ndz 5.07 - 23km wybiegania [4:20]

Razem: 91km

2 komentarze:

  1. widzę że na razie zaczynasz spokojnie, ja też, u mnie po ok 80km/tydzień.
    stawiacie na szybkość, ja na razie stawiam na siłę biegową
    już mi to kiedyś dało życiówkę (we wspólnym biegu w Poznaniu)
    życzę zdrowia, u mnie z nim krucho :(((

    Krzysiek

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. w tym tygodniu już konkretna jednostka się szykuje, będzie grubo.. wypracowanie rezerwy prędkości to u mnie obecnie podstawa, muszę swobodnej się czuć na maratońskiej prędkości przelotowej, siła stricte biegowa oczywiście też się pojawi - wszystko w swoim czasie. Zdrówka Krzychu, najlepszego

      Usuń