Tym razem planowany dzień wolny wypadł już na początku. Na dobrą sprawę nie potrzebowałem za specjalnie wypoczywać, bo weekendowe treningi tym razem nie wymęczyły mnie za bardzo. Z wtorkowym zakresem odczekałem do g.19 - wciąż było bardzo gorąco, bo zaczynałem przy +30stC, ale z prozaicznego powodu nie lubię biegać później. Zalegająca w żołądku kolacja utrudnia mi zasypianie. Doskonale wiedziałem, że puls w takiej sytuacji nie będzie miarodajny. Biegnąc na samopoczucie w mięśniowej i oddechowej strefie komfortu średnie tętno wyniosło aż 168bpm, mimo że odczuwałem to jak ~155 przy normalnej temperaturze. Na środę miałem zaplanowaną najtrudniejszą jednostkę w tygodniu. Szczęśliwie znacznie się ochłodziło, a zaczynałem nawet w lekkim deszczu. Odcinki 400m ciężko zaklasyfikować do klasycznych interwałów, jednak krótka przerwa przy kilkunastu powtórzeniach skutecznie potrafi sponiewierać. Nazajutrz na zaciągniętym hamulcu pokrążyłem po deszczowym parku na Zdrowiu - bardzo przyjemne regeneracyjne truchtanie. W piątek po szybszym rozbieganiu dorzuciłem 8 szybszych rytmów, a całość wykonałem na stadionie. Rzadko kiedy takie treningi wykonuję na tartanie, ale teraz zaraz po moim bieganiu odbywały się warsztaty o tematyce rozciągania, na których chętnie zostałem. Pierwszy dzień weekendu ze znajomymi z klubu Szakale Bałut podjechaliśmy do Przedborza k/Radomska.
Rozdzieliśmy się na grupy, ze mną nikt jednak nie chciał pobiegać :) Moje wybieganie do połowy było swobodnym biegiem w I zakresie, a dalej miałem za zadanie zdecydowanie szarpnąć tempo. Biegnąc z plecakiem i na znacznej części zmagając się z wiatrem raczej wskoczyłem w II zakres - tak to odczuwałem po intensywności, bo paska do pomiaru pulsu pechowo zapomniałem zabrać z samochodu. Po części lądowej wsiedliśmy w czekające na nas kajaki i Pilicą spłynęliśmy z Krzętowa do aut zostawionych 18km w dół rzeki. Niektórzy przepłynęli 3km mniej, bo nie trafili na umówione miejsce i musieli czekać na transport na piaszczystej łasze piachu :) No dobra, to byłem ja :) Fakt faktem nawet z mapą ciężko się odnaleźć w kiepsko oznaczonym terenie.
Na deser chcieliśmy zahaczyć jeszcze o nieopodal leżącą najwyższą naturalną górę województwa łódzkiego, Fajną Rybę (347m npm), ale po obiedzie w Przedborzu zrobiło się późno, a chęci dalszej eksploracji wymęczonym słońcem szakalom gdzieś się ulotniły. W niedzielę rano odfajkowałem rozbieganie po lesie i tyle było tego dobrego w tym tygodniu. Stabilizacji nie udało mi się tym razem zrobić. Tak ją odkładałem do niedzieli właśnie, ale na kajakach spiekłem się jak rak i nawet zakładanie koszulki sprawia mi straszny ból, także dodatkowe katusze sobie w takiej sytuacji odpuściłem.
Rozdzieliśmy się na grupy, ze mną nikt jednak nie chciał pobiegać :) Moje wybieganie do połowy było swobodnym biegiem w I zakresie, a dalej miałem za zadanie zdecydowanie szarpnąć tempo. Biegnąc z plecakiem i na znacznej części zmagając się z wiatrem raczej wskoczyłem w II zakres - tak to odczuwałem po intensywności, bo paska do pomiaru pulsu pechowo zapomniałem zabrać z samochodu. Po części lądowej wsiedliśmy w czekające na nas kajaki i Pilicą spłynęliśmy z Krzętowa do aut zostawionych 18km w dół rzeki. Niektórzy przepłynęli 3km mniej, bo nie trafili na umówione miejsce i musieli czekać na transport na piaszczystej łasze piachu :) No dobra, to byłem ja :) Fakt faktem nawet z mapą ciężko się odnaleźć w kiepsko oznaczonym terenie.
Pilica (Krzętów-Przedbórz); foto: K. Płuciennik |
pn 6.07 - 15` ćw. siłowych (brzuch, drążek)
wt 7.07 - 10km BC2 [3:51] śr 168bpm, przy 30stC
śr 8.07 - 14x400/200 interwał (śr 1:12,6), max 185bpm
czw 9.07 - 15km rozbiegania regen. [4:56]
pt 10.07 - 10km BC1 [4:20] + 8x100R (18-15s) p1`
sb 11.07 - 25km wybiegania (12km @4.30 + 11km @3.58 + 2km)
ndz 12.07 - 15km BC1 las [4:27]
Razem: 99km
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz