Przed 5km po lekkim zbiegu wpadłem na znaną mi doskonale drogę na lewym brzegu Kamiennej. To tą drogą często wracałem do Szklarskiej po długich izerskich wybieganiach - tym razem jednak biegłem pod prąd, czyli pod górę. Nie minęło nawet 20 sekund za pierwszym przecięciem przeze mnie torów kolejowych, kiedy maszynista donośnym długim dźwiękiem ostrzegawczym dał jasny przekaz że nie ma zamiaru zatrzymywać się przed nadbiegającym tłumem. Obejrzałem się przez ramię i dostrzegłem dwóch goniących mnie biegaczy, którzy możliwe że stracili te kilka sekund przepuszczając pociąg, a może jednak zdążyli? - nie wiem. Za 8km trasa przez moment zahaczała o Szosę Jakuszycką, ale rozwieszona taśma nakazywała biec poboczem. Już zaraz po kolejnym zakręcie odbiłem w dawną drogę celną, wylałem na głowę 2 kubki wody i mocno już sponiewierany ruszyłem w stronę kulminacyjnego punktu trasy - dawnej kopalni kwarcu "Stanisław".
foto: Biegaj w Karkonoszach |
foto: Wielka Pętla Izerska |
Cóż, na zdjęciu najlepiej widać, że uroków niewątpliwie pięknej trasy tym razem nie dane było mi podziwiać ;-) Skróciłem krok, pochyliłem się do przodu i starałem się mocno pracować ramionami. Koło 10km wziąłem 2 łyki rozwodnionego żelu z kofeiną. Musicie mi wierzyć, że już po 5minutach poczułem delikatne pobudzenie i mięśnie jakby lekko odżyły. Gdzieś koło 12km dojrzałem zawodnika przed sobą - miałem jakąś minutę straty do niego. Nie szarpnąłem jednak tempa, wciąż biegłem swoje. Przed 14km w końcu zaczął się zbieg, jakże się myliłem myśląc że już będzie lekko, łatwo i przyjemnie. Kiedy po kilku minutach trasa się wypłaszczyła i nawet delikatnie zaczęła się wznosić nabrałem obaw, że chyba gdzieś źle skręciłem. Na szczęście zaraz minąłem kolejne kilometrowe oznakowanie WPI. Korciło mnie by spytać osób zabezpieczających trasę o moją aktualną stratę do biegacza przede mną, ale sobie pomyślałem, że jeśli ich zaczepię, to z pewnością oni poinformują goniących mnie o mojej przewadze. Rozważyłem sprawę i wolałem nie ułatwiać im zadania ;-) Profil 17km był mocno spadkowy, a na dodatek biegłem drogą pokrytą nieregularnymi odłamkami skalnymi. Starałem się przewidzieć 2-3kroki do przodu, by wiedzieć gdzie mogę bezpiecznie postawić stopę, ale przy tej prędkości i kadencji było to niewykonalne. Szalony zbieg zaowocował tempem poniżej 3/km, ale jeszcze przed kolejnym kilometrowym autolapem był odcinek niemal płaski, gdzie nogi mi zgłupiały i mocno zredukowały tempo - w efekcie tempo zostało uśrednione do 3.05/km. Wytraciłem prędkość i nabite czworogłowe ud zaczęły się buntować. Bałem się, że zaraz mogę zostać dogoniony przez kolejnych biegaczy. Koło 19km skręciłem w prawo na dziewiczy dla mnie odcinek pętli i kolejnym stromym kamienistym zbiegiem pędziłem w stronę mety. Wciąż nie miałem żadnej informacji na temat dystansu do zawodnika przede mną i za mną, ale powiedziałem sobie, że na pewno nie dam się dogonić, a jeśli mi uda się kogoś dopędzić to będę przeszczęśliwy. Po kilkuset metrach pętla została domknięta i ponownie znalazłem się na znanym z początku biegu krętym kamienistym bruku. Dopiero teraz jednak dostrzegłem jaki on był stromy. Na jednym z rozwidleń zabrakło mi taśmy, lub choćby człowieka i niemal stanąłem w miejscu rozglądając się którędy dalej. Zawodnika z miejsca czwartego niestety nie dopędziłem. Dobiegając już na oparach do stadionu niemal nie doświadczyłem dramatu, bo policjant wyraźnie machnął mi ręką bym biegł w prawo.. do miasta. Tylko reakcja licznych już na szczęście kibiców otrzeźwiła mnie momentalnie, ostro zawróciłem, soczyście pozdrowiłem mundurowego i wbiegłem na ostatnią prostą po jakże przyjemnym miękkim i płaskim tartanie.
foto: datasport.pl |
Dobiegając do mety czułem się jak zwycięzca. Byłem nieprawdopodobnie zmęczony, ale jednocześnie bardzo szczęśliwy, że tak okazale wypadł mi mój górski debiut. Po soczystym buziaku od niespodziewanie przybyłej spod skałek żony, skusiłem się na rozluźniający delikatny masaż nóg. Niemrawo podreptaliśmy do samochodu, gdzie odczytałem sms'a od datasport.pl, informującego że jednak powinienem się stawić na dekoracji :) Przy piątym miejscu w klasyfikacji generalnej byłem pewny, że w wiekowej przy dublujących się kategoriach będę poza podium, a jednak okazało się, że Semenowicz jeszcze jest przed trzydziestką, a Rafał Wójcik już po czterdziestce. Tym samym przypadło mi trzecie miejsce w kategorii M-30.
foto: J. Wytykowska |
Przez całą trasę WPI marzyłem o kąpieli w górskim potoku i kiedy wreszcie pod Kruczymi Skałami zanurzyłem się w lodowatej toni wody byłem wniebowzięty. Wróciłem na dekorację, uciąłem sobie przemiłą dłuższą pogawędkę z przesympatycznym jak się okazało Semenowiczem, przeżyłem swoje miłe "5minut" na pudle i zszedłem na pakietowy obiad do miasta. Na ten rok starczy mi górskich startów, ale w przyszłym chciałbym spróbować swoich sił na dystansie dłuższym i zdecydowanie dłuższym ;-)