Mięśniowo i oddechowo wielki luz, w końcu z reguły kryzys przychodzi 2 dni po zawodach. Wyszło takie sobie człapanie bez historii - nie kontrolowałem tempa, w domu się lekko zdziwiłem bo myślałem że było wolniej.
wt 21.10 - 9km BC2 [4:00], śr 154bpm
Zakres planowo skrócony, abym miał bliżej do domu :) Nie chcę przeginać z kilometrażem, łącznie z drogą do parku wyszło 16km. Tempo obrane zostało asekuracyjnie, w końcu to pierwszy akcent po maratonie i dyszce na deser - puls na koniec wzrósł do 160bpm, ale spadek po 1min był bardzo przyzwoity do 118bpm.
śr 22.10 - rozbieganie 15,4km [4:39]
Dziś trening wypadł dopiero pod wieczór. Mocno musiałem się hamować, najwidoczniej wczorajszy zakres okazał się bodźcem ładującym. Nogi domagają się dłuższych treningów, ale skoro maraton dopiero wiosną, to daję sobie rozsądkowo na wstrzymanie.
czw 23.10 - 10x200/200 po 37s
Był mocny start w Uniejowie, był zakres, w ndz czeka mnie krosowy półmaraton to na dziś wypadł akcent szybkościowy - w przyrodzie nic nie ginie :) Dwusetki weszły gładko i na luzie. Łącznie z rozgrzewką i powrotem do domu wyszło 13km.
pt 24.10 -11,1km [4:41]
Ostatnie rozbieganie przed niedzielnym startem. Ponownie wyszło na mocno zaciągniętym hamulcu, nie chciałem podmęczać nóg przed ciężką walką na szakalowej połówce.
ndz 26.10 - Półmaraton Szakala
foto: Grzegorz Galasiński |
Na krosowej trasie Szakala debiutowałem w 2011r. - 5miejsce, po roku po ataku zimy w ciężkim kopnym śniegu zająłem miejsce 4. Przed rokiem opuściłem Szakala, miałem do wyrównania rachunki z dystansem maratonu po średnio udanym Poznaniu i 2tygodnie po nim poleciałem kolejny maraton w Toruniu - już wiem że tak się nie da :). Zatem było miejsce 5, 4, także tym razem musiało być podium.
Na starcie z czołówki zameldował się Tomek Osmulski i Artur Kamiński. Wyszła śmieszna sprawa, dziś do mnie dotarło że biegających Arturów Kamińskich jest dwóch. Byłem przekonany że powalczę z tym drugim, którego regularnie udawało mi się pokonywać w tym roku (Pabianice, Konstantynów, Piotrkowska, Tomaszów, Uniejów). To był jednak ten mocniejszy Artur :) Zaczęliśmy we trzech, pierwszy kilometr rozgrzewkowy w koło 3.40. I zaraz chłopaki podkręcili tempo, więc schowałem się za nimi. Piątka wyszła w 17:50 (po 3.34), ale momentami naprawdę nieźle pocinaliśmy poniżej 3.30. Tak właśnie koło 5km Tomek uciekł do przodu, Artur próbował się z nim zabrać, ale chyba szybko odpuścił. I tak biegliśmy sobie już pojedynczo do 9km, kiedy udało mi się dojść Artura. Dycha strzeliła w około 36:15, zatem lekko zwolniliśmy, ale był jeden konkretny podbieg i dwa mniejsze. Jedenasty kilometr to słynne łagiewnickie parowy - raj dla kolarzy górskich, sam bym nie odważył się tam zjechać (tylko kiedyś za szczeniaka jeździłem :P). Wielu biegaczy przechodzi w tym miejscu do marszu, Artur puścił mnie przodem - mogły być 2 powody tej decyzji :) - albo chciał mnie podpuścić żebym szarpnął, zakwasił się i umarł, albo po prostu chciał bym jako Szakal pokazał mu którędy najlepiej pobiec. Jeszcze przed 12km mój dzisiejszy rywal podkręcił tempo, a ja chyba nie miałem już z czego przydusić i wiozłem swoje. Po 2km straciłem go z zasięgu oczu - zginął mi gdzieś na krętych leśnych ścieżkach. Na 14km stała na trasie moja dzielna żona fotograf, dostałem wyczekiwany żel, który za kilka minut zacząłem ratami podjadać - i od dzisiaj naprawdę wierzę w skuteczność tych żeli - po 10minutach dostałem wyraźnego kopa i mogłem wrócić do tempa poniżej 3.40. Już przed stawami w Arturówku czekali mocno zagrzewający do walki kibice, kolejny raz się przekonuje, jak ważny jest doping w końcówce - widzieć wiele znajomych twarzy na tym ciężkim etapie 1,5-2km do mety to dodaje skrzydeł.
Z wyśmienitym czasem zwyciężył w swoim treningowym II-zakresowym biegu Tomek Osmulski :) Mocno wyśrubował rekord trasy i od dziś wynosi on 1:14:35. Drugie miejsce zajął Artur Kamiński - 1:17:20 i ja zamknąłem podium z czasem 1:18:38. Wykonałem swój plan, to jest zarówno zameldowałem się na pudle, jak i utrzymałem średnie tempo poniżej 3.45/km - jak na tak wymagającą trasę jestem bardzo zadowolony.
W kategorii "Bałuciarze" (to dzielnica Łodzi) zająłem miejsce drugie, a drużynowo Szakale Bałut w składzie:
Monika Kaczmarek 1:30 (1m. Open K)
Gosia Michalak-Mattar 1:32 (2m. Open K)
Maurycy Oleksiewicz 1:18 (3m. Open M)
Andrzej Pietrzak 1:24 (5m. Open M)
Michał Wojewoda 1:46 (95m. Open M)
okazały się mało gościnni i zgodnie z oczekiwaniami zwyciężyły z niewielką przewagą 1,5minuty nad FIT FABRIC i aż pół godziny przed Łódź Running Team.
4. km, foto: S.Nowakowski |
14. km, foto: B. Oleksiewicz |
foto: B. Oleksiewicz |
foto: S.Nowakowski |