Łemkowyna Ultra Trail - Łemko Maraton 48km
jeśli ktoś nie ma ochoty na przydługawy prolog proszę zescrollować do gwiazdek :)
jeśli ktoś nie ma ochoty na przydługawy prolog proszę zescrollować do gwiazdek :)
Trasa z Garmin Connect - google.maps |
Jeszcze w połowie roku planowałem jesienią wystartować w ulicznym maratonie i powalczyć o dobry wynik. Wszystko wzięło w łeb po ... zwycięskim Maratonie Karkonoskim :) Emocje towarzyszące górskiemu brykaniu są nieporównywalnie większe niż te uliczne. Nie czuje się presji, cyfra nie gniecie, nie jesteś niewolnikiem często katorżniczego planu treningowego (dotyczy to prób poprawy wyśrubowanych rekordów czasowych). Połączenie biegania z górami pozwala mi czuć się spełnionym biegaczem.
Sprawdziany przed Łemkowyną (ŁUT) wypadły wyśmienicie: zwycięstwo w górskiej 20ce, wartościowy wynik w asfaltowym półmaratonie przy zaciągniętym hamulcu i wreszcie szybki krótki kros na załączonym tempomacie dodały mi pewności siebie i utwierdziły we właściwie dobranym autorskim treningu.
Czytając relacje uczestników beskidzkiego festiwalu z lat ubiegłych i dopytując znajomych o najdrobniejsze niuanse, zachorowałem na buciory wprost stworzone do dynamicznego trailu w często błotnistej scenerii - Inov8 X-talon 212 (Niebawem recenzja :) ). Z czystej ciekawości sprawdziłem czasy z Łemko Maraton (ŁM48) z lat 2015-2016 i dotarło do mnie, że czekają mnie co najmniej 4 godziny żwawego przebierania nogami. To wciąż dla mnie sporo, ale już nie brzmi to tak przerażająco jak jeszcze przed rokiem. Spośród dziesiątek rad zapamiętałem szczególnie tą o ubraniu ... stuptutów. Najzwyczajniej uniemożliwią one pogubienie butów w błocie :)
ŁUT ma charakter biegu liniowego, trasa nigdzie nie zapętla, startujemy z punktu A i biegniemy do B. Cały czas poruszamy się Głównym Szlakiem Beskidzkim (GSB). Najbardziej pożądanym dla wielu ultrasów dystansem jest ŁUT150 z Krynicy-Zdrój do Komańczy. Dla wszystkich przerażonych jego długością istnieje możliwość skompletowania pełnej trasy w przeciągu 2 lat. Pierwsze ŁUT80 kończy się w Chyrowej, gdzie startuje ŁUT70 z metą w Komańczy. Sam mając już w nogach w tym sezonie łódzki maraton, Wings4Life i Karkonoski uznałem że chcąc zasmakować beskidzkiego błota rozsądniej będzie skusić się na jeszcze krótszy dystans - ŁM48 ze startem w Iwoniczu-Zdrój. Układając logistykę wyjazdu zdecydowałem się na nocleg w pobliżu mety w Komańczy. Wybór padł na Chatę w Prełukach - zdecydowanie polecam!
***
Na start w Iwoniczu ruszyłem podstawionym przez Organizatora w Komańczy autokarem. Niespełna pół godziny przed początkiem zawodów zacząłem leniwą rozgrzewkę muskając podeszwami Inov8 najdelikatniej jak umiałem o betonową kostkę miejscowego deptaku. Jak na zmarźlaka przystało pomimo 12-13stC miałem na sobie długi rękaw i rękawiczki. W lekko przyciasnawej pożyczonej kamizelce biegowej spakowałem 4 żele energetyczne, gumowy składany kubek (na bufetach w biegach górskich coraz częściej nie ma plastykowych kubeczków), do softflaska (miękki bidon) wlałem 300ml wody z rozpuszczonymi elektrolitami, jeszcze tylko obligatoryjna laminowana mapa z zaznaczoną trasą, bandaż elastyczny, opatrunek jałowy, czołówka ze światłem białym i czerwona lampka sygnalizacyjna. Nawet nie ważyło to specjalnie dużo, a umiejętnie rozlokowane po kieszeniach nie latało podczas biegu. Punkt 10 ruszyłem z pierwszej linii.
***
Na start w Iwoniczu ruszyłem podstawionym przez Organizatora w Komańczy autokarem. Niespełna pół godziny przed początkiem zawodów zacząłem leniwą rozgrzewkę muskając podeszwami Inov8 najdelikatniej jak umiałem o betonową kostkę miejscowego deptaku. Jak na zmarźlaka przystało pomimo 12-13stC miałem na sobie długi rękaw i rękawiczki. W lekko przyciasnawej pożyczonej kamizelce biegowej spakowałem 4 żele energetyczne, gumowy składany kubek (na bufetach w biegach górskich coraz częściej nie ma plastykowych kubeczków), do softflaska (miękki bidon) wlałem 300ml wody z rozpuszczonymi elektrolitami, jeszcze tylko obligatoryjna laminowana mapa z zaznaczoną trasą, bandaż elastyczny, opatrunek jałowy, czołówka ze światłem białym i czerwona lampka sygnalizacyjna. Nawet nie ważyło to specjalnie dużo, a umiejętnie rozlokowane po kieszeniach nie latało podczas biegu. Punkt 10 ruszyłem z pierwszej linii.
Start, foto: Janusz Jędrzejczyk |
Po kilkuset metrach zbiegu asfaltem odbiliśmy w prawo na niewielkie wzniesienie, na którym rozpoczęło się wymijanie wolniejszych uczestników ŁUT70 (oni ruszyli 7rano z Chyrowej, 22km wcześniej). Już na pierwszym zbiegu lekko wyślizganą ścieżką zostałem sam na czele ŁM48. Ku mojemu zdziwieniu liderowałem samotnie, nikt nie spróbował nawet mi potowarzyszyć. Samopoczucie dopisywało, noga pięknie kręciła, a ja wymijałem i wymijałem :) Po niecałych 7 kilometrach niemal suchą leśną drogą wbiegłem do uzdrowiska Rymanów-Zdrój. Szybkie przecięcie drogi wojewódzkiej i po kilku minutach wśród kuracjuszy rozpoczął się blisko 4-kilometrowy podbieg. Skróciłem krok, lekko wychyliłem się do przodu i energicznie machając ramionami wgramoliłem się na górę...Po godzinie biegu przypomniałem sobie, że w sumie warto by coś przekąsić i wygrzebałem z kieszonki małe co nieco. Zbiegając w stronę Wisłoczka GSB momentami nie wiedzie intuicyjnie i dobrze że wciąż miałem w zasięgu wzroku coraz to szybszych z ŁUT70, bo z pewnością przegapiłbym odbicie w bok.
Zbieg do Rymanowa; foto: Janusz Jędrzejczyk |
Za 13.km zaczął się mało ciekawy ponad 6kilometrowy odcinek asfaltu. Początkowo próbowałem jeszcze biec nierównym skrawkiem pobocza tak by nie zdzierać bieżnika Talonów, ale w końcu odpuściłem :) W okolicy 16.km dopadłem Krzyśka H. z Łodzi - naprawdę nieźle sobie poczynał i wyglądał świeżutko jak na blisko maraton w nogach. Wreszcie przed 19.km w Puławach Górnych przebiegłem obok bramy startowej dla najkrótszego dystansu Festiwalu - Łemko Trail 30. Tuż zaraz zlokalizowano punkt odżywczy, na którym wypiłem jedynie kubek wody, zamieniłem dwa słowa ze znajomym z sierpniowego MaguRun (wyczekiwał swojego startu na 30km) i ruszyłem przed siebie, wciąż zastanawiając się czy uda mi się dopaść czołówkę ŁUT70 :)
ehhh, ledwie gwiazdki i już koniec, kiedy reszta?
OdpowiedzUsuńAle chyba wart mieć ze sobą podręczną apteczkę w razie jakby coś się stało?
OdpowiedzUsuńoczywiście, nikt tego nie kwestionuje
OdpowiedzUsuń