poniedziałek, 4 kwietnia 2016

Tydzień 22/24: 28.03-03.04

pn 28.03 - I: 16km [5:09]
Rozbieganie regeneracyjne z Szakalem Tomkiem po Łagiewnikach.

II: 8km [4:36]
Obżarty świątecznym obiadem i dobity dwoma ciastami stanąłem przed nie lada wyzwaniem jak tu ogarnąć choć krótkie żwawsze brykanie. Podjechałem na Teofilów, gdzie planowałem po treningu wskoczyć do sauny na Wodnym Raju. Zapomniałem zegarka biegowego, także odpaliłem Endomondo w telefonie, ale nie ufając mu do końca biegałem po pobliskim stadionie.
* sauna na podczerwień 2x15`

wt 29.03 - I: 17km [4:43]
Po zmianie czasu i rozleniwiających świętach budzik o 5:45 był sporym szokiem dla organizmu. Wypiłem rytualną już dla mnie szklankę wody z miodem i ruszyłem w stronę Arturówka. Zapach wiosennego leśnego deszczu przy akompaniamencie świergotu ptaków wyzwolił we mnie niesamowite pokłady endorfin. Warto było dla nich zerwać się z łóżka o tak zbójeckiej porze.

II: SB 10x210pg; razem 10km
W porywistym wietrze powalczyłem po południu z podbiegami wzdłuż ulicy Tamka przy AZS. W zależności od podmuchów odcinki wychodziły od 47 do 43s, mimo że starałem się utrzymywać zbliżoną intensywność.
* brzuchy 2x50, drążek 2x7

śr 30.03 - I: 8km + 6x100R; razem 10km
Podobnie jak przed tygodniem, mając w planach drugi dłuższy trening, rano pokręciłem się tylko przez 40minut w parku pod blokiem i po kilku wymachach i skłonach dorzuciłem 6 żwawszych rytmów.

II: 2x8km WB2 + 4km WB3 p2` kros; razem 24km
Z planowanego dłuższego ciągłego po krosie, jeszcze w aucie dojeżdżając do lasu postanowiłem że bezpieczniej będzie zrobić zakres w kawałkach (nauczka sprzed 2tygodni, gdzie trzy dni po Pucharze Maratonu nie biegało mi się podczas BC2 na Popiołach za przyjemnie). Wróciłem na starą pętlę (3,95km) przecinającą rezerwat w Arturówku, z sumą przewyższeń blisko 40metrów. Nie spojrzałem w domu na termometr, ubrałem się jak na lekki przymrozek, a było +13stC. Wiedziałem, że solidnie się odwodnię tak więc biegałem z wodą w saszetce. Po dwóch podwójnych pętlach pokonanych średnim tempem 4/km na pulsach 148 i 158bpm, dorzuciłem mocniejszą czwórkę. Wyszła mi ona po 3:47/km na pulsie 164, przy czym przy końcu podbiegów tętno przekraczało 170oczek. Ciekawym doświadczeniem był mocny długi kros biegany dzień po podbiegach :) Może powinienem to śmignąć na płaskim? Nie mogłem odmówić sobie jednak przyjemności zaliczenia mojej ulubionej jednostki treningowej w uwielbianym miejscu. Poza tym przy dużej objętości staram się ograniczać twardą nawierzchnię. Dmucham na zimne :)

czw 31.03 - I: 10km [4:48]
Nogi początkowo strasznie ciążyły, pierwszy kilometr wyszedł w okolicach tempa 5:30. Dobiegłem do Parku Ocalałych, gdzie z każdą kolejną pętlą delikatnie przyspieszałem - nawet do 4:30/km. Przyjemne to uczucie gdy udaje się rozbiegać skamieniałe mięśnie i trening staje się komfortowy.

II: 11km [4:48] las
Za namową małżonki podjechaliśmy do Łagiewnik. Z "kaloryfera" trasą Szakala pod prąd dobiegłem do Okólnej i zawróciłem do auta. Nie dane mi było pohasać po płaskim - chcąc nie chcąc wyszło blisko 100m przewyższeń, nogi dalekie od komfortu :)
* brzuchy 2x75, drążek 2x8, stabilizacja 5`
* sauna na podczerwień 2x15`

pt 1.04 - 12km, w tym 4x30/60
Patrząc wczoraj na prognozę pogody i mając w planach sobotnie mocne tempo, dziś chciałem pobiegać tylko po południu. Jednak skoro już obudziłem się po 5 rano (w nocy?) i akurat przestało padać, długo się nie zastanawiałem i obrałem kierunek Zdrowie. Po dwóch pętlach (pisałem, że zaraz po moim wyjściu zaczęło padać?) w dawno nie odwiedzanym parku zawróciłem do domu i po drodze wplotłem 4 odmulające rytmy 30s na minutowych przerwach.

sb 2.04 - 3x6km TM p4`
Piękne słońce, niemal bezwietrznie - wiedziałem, że bez picia w trakcie będzie ciężko. Nie mając nikogo do pomocy z bidonem najlepiej wówczas podjechać na stadion. I wybrałem łódzki AZS z twardym dynamicznym tartanem. Po bardzo spokojnej truchtanej rozgrzewce, odfajkowałem co nieco dynamicznych ćwiczeń rozciągających, jeszcze 2 rytmy i byłem gotowy do szatańskiego 6-6-6 km. Zdecydowałem się na lekko progresywny gradient prędkości i wyszło idealnie jak sobie zaplanowałem.
1) 6km - 3:45/km, śr 161bpm
2) 6km - 3:42/km, śr 165bpm ... w truchcie zjadłem mały żel energetyczny
3) 6km - 3:40/km, śr 166bpm
Pierwsze dwie szóstki weszły bardzo lekko, niemal nieodczuwalnie. Na ostatniej od połowy czułem już mięśniowo trudy treningu, jak i całego mocnego 2tygodniowego cyklu. Końcowy puls zarejestrował się na poziomie 171bpm, a minutowa restytucja wyniosła 125bpm.
* wanna z lodowatą wodą - nogi, 10` (zaraz po treningu)
* solanka 20` (wieczorem)

ndz 3.04 - I: Półmaraton Pabianice (pace 1h30m - 4:15/km)
Debiutując w roli zająca, nie sądziłem że można mieć taką satysfakcję z pomocy biegaczom pragnącym rozprawić się z barierą 90minut.

II: 5km recovery [4:50]

***
Razem: 171km (347km w 2tygodnie)

2 komentarze:

  1. Ładnie zasuwasz a ja przy obciążeniach koło stówki się rozsypałem :(

    OdpowiedzUsuń
  2. Objętość nie jest jedynym sposobem progresu formy. Zadbaj o ćwiczenia uzupełniające, zdrówko

    OdpowiedzUsuń